Rozdział 14

116 21 13
                                    

Theo

Siedziałem na kanapie co chwilę spoglądając na zegar. Nie było jej zbyt długo. Ciągle zastanawiałem się czy iść za nią i jej szukać, czy dać jej jeszcze chwilę czasu? Mówiła że musi się przejść, powinna wrócić. Upiłem łyk bimbru prosto z butelki i odstawiłem ją z trzaskiem. Wstałem z kanapy i postanowiłem nie czekać dłużej, szybko wyszedłem z domu i zacząłem jej szukać. Czemu niby miałaby nie wrócić? Czemu denerwowałem się tym tak bardzo?

Skierowałem się za dom, aby sprawdzić czy nie ma jej na kłodach, tam gdzie zawsze trenujemy. Nie było jej. Pomyślałem chwilę i poszedłem na łąkę ziół, tam też jej nie było. Wtedy zacząłem biegać we wszystkie możliwe miejsca. Szukałem nawet w spiżarni, nigdzie w zasięgu wioski jej nie było. Zacząłem panikować. Nawet nie widziałem kiedy wspiąłem się na drzewo obok domu Orina i wszedłem, nawet nie próbując być cicho, przez okno do jego pokoju.

– Czego chcesz?– zapytał nie odwracając się do mnie.

Leżał na swoim łóżku i wpatrywał się w szparę w belkach ściany. Nie spał. Kolejny raz.

– Orissa zniknęła.

Prychnął.

– Może ktoś zaproponował jej naukę i nic ci nie powiedziała – kpił sobie z porannej sytuacji.

– Ty jesteś tu – odpowiedziałem mu zimno.

Chłopak przestał na chwilę oddychać, zerwał się do siadu i spojrzał na mnie.

–' Szukałeś?'– Usłyszałem.

–' Wszędzie.'

Orin wstał szybko i złapał za swój nóż. Napiął wszystkie mięśnie.

– Gdzie mogła pójść?– zapytał mnie.

– Nie mam pojęcia, sprawdziłem wszystkie miejsca. Nie ma jej.

Oddychałem coraz szybciej. Bałem się o nią. Naprawdę bałem się, że coś mogło jej się stać. Przez ostatnie tygodnie przywiązałem się do niej bardzo. Mocniejsza więź łączyła mnie tylko z Orinem. On też się denerwował jej zniknięciem, widziałem to po nim. Nerwowo zaciskał palce na swoim nożu i zagryzał polik od środka.

Nie byliśmy jej oddani, oboje dobrze to wiedzieliśmy, jednak coś nas do niej pchało. Kazało bronić za wszelką cenę. Może była to świadomość sytuacji w jakiej się znajdujemy? Kiran i jego dziwne spojrzenia? Szepty wśród plemienia? Nie wiem co bym zrobił gdyby coś jej się stało. Może Orin reagował na nią w ten sposób, przez to że wie jak ważna jest dla mnie? Spojrzałem na niego, on także gorączkowo myślał co mogło się z nią stać. Nie chciałem jednak wiedzieć o czym myśli więc nie patrzyłem mu w oczy. W końcu uświadomiłem sobie gdzie jeszcze nie byłem.

– Staw – powiedzieliśmy jednocześnie.

Trochę się zdziwiłem, jednak nie miałem teraz czasu na rozmyślanie o tym. Staw był odrobinę dalej położony, możliwe, że to właśnie tam poszła. Skierowaliśmy się ku oknu, obaj nie chcąc wpaść na Kirana zeszliśmy na dół po drzewie. Stary sposób, nigdy nie zawiódł.

Orin biegł pierwszy, choćbym nie wiem jak się starał nigdy nie byłem szybszy od niego. Obejrzałem się za siebie, a po chwili jedno zagrożenie wyparowało. W sypialni Kirana była zapalona świeca, co oznaczało, że to on właśnie tam jest. Elanil nigdy nie siedziała długo po nocy, lubiła sen i kiedy tylko mogła od razu się kładła, chyba że spędzała czas z narzeczonym. To Kiran był nocnym markiem, od kiedy został wodzem. Ominęliśmy ostatnie domy wioski i zbiegaliśmy z wzniesienia prosto nad staw. Już stąd widziałem, że nie ma jej ani na brzegu ani na pomoście. Rozglądałem się za nią jednak nic kompletnie nie dostrzegłem. Ciężko oddychając stałem przy brzegu i nie mogłem się uspokoić.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz