Rozdział 33

109 14 12
                                    

 Orissa

Słońce powoli chowało się za horyzontem kiedy dotarliśmy na skraj lasu. Nikt się nie odezwał. Szliśmy długo, nieśpiesznym krokiem, a z każdym kolejnym moje serce biło coraz szybciej. Oscar wydawał się być mocno obolały, jakby jego kamień nie do końca działał. Z jego gardła co chwilę wydostawały się pełne bólu i złości warknięcia. Czułam się jak w potrzasku, wiedziałam jak bardzo niebezpieczni mogą być, a ich spojrzenia wcale nie ułatwiały mi zdobyć się na spokojny oddech. Rose miała tojad. Powtarzałam to sobie w myślach całą drogę.

Aż w końcu Sulfus zatrzymał się. Patrzyliśmy właśnie na równinę, po której tylko zdawkowo rozsypane były zbiorowiska drzew. Dość daleko widziałam skalisty pagórek, od którego biła aura niepokoju.

Żadnej żywej duszy.

– Tamte skały.– Wskazał Sulfus.– To jest Wilcza Nora. Lepiej żebyście zdołali dotrzeć tam przed pełnią.

Księżyc wznosił się powolnie na niebo. Oscar nawet nie spojrzał w jego kierunku.

Orin wyminął Sulfusa, a my ruszyliśmy za nim. Wilkołaki stały na skraju, uważnie się nam przyglądając. Czułam ich świdrujący wzrok na swoich plecach. Odwróciłam się aby na nich spojrzeć. Leah zamieniła się w wilka i stała razem z drugą dziewczyną, odrobinę za Sulfusem. Gdyby nie żółty odcień jego oczu nie pomyślałabym, że mógł być wilkołakiem. Naprawdę nad sobą panował. Nie to co Oscar, pochylający się niezgrabnie. Zgarbił się mocno, chowając twarz między ramionami. Drżał, mocno drżał. Wyglądał przerażająco, jego oczy świeciły, a dłonie pokryły się brązową szczeciną. Mogę przysiąc, że mignęły mi na czubkach jego palców ostre pazury, które szybko schował w pięściach. Miałam świadomość, że w tej walce, to ja miałam najmniejsze szanse. Ledwo nauczyłam się jako takiej samoobrony. Orin miał pioruny, Serin dobrze władał nożem i potrafił wykorzystać do tego swój słuch, Theo mógł odeprzeć ich swoją mocą, chociaż byłam pewna, że ostrzem też dałby radę, Rose miała tojad, mogła wykorzystać swoją moc, a Sarius miał kły i pazury. Tylko ja byłam kompletnie bezbronna. Byłam kulą u nogi.

Oscar zniknął w lesie razem z dziewczynami, ale Sulfus stał dalej i przyglądał nam się przez dłuższą chwilę.

– Wszystko dobrze?– zapytał Sarius kładąc rękę na moich plecach, jakby chciał mnie odrobinę pospieszyć.

Spojrzałam na niego, świadoma mojej pobladłej twarzy.

– Gdyby nas zaatakowali... wy dalibyście sobie radę, a ja bym wam tylko przeszkadzała...

– Przestań – syknął Theo.

– Jestem kulą u nogi – szepnęłam spuszczając głowę.

– Są kule, bez których nogi nie postawiłyby chociażby jednego kroku.– Wiedziałam, że Sarius się uśmiechnął.

Spojrzałam delikatnie na niebo obawiając się nadchodzącej pełni. Byłam ciekawa jak wygląda prawdziwa, naturalna, ale bardzo bałam się jej na tych ziemiach. Sarius pochwycił mój wzrok.

– Wiesz, że każda pełnia ma swoją nazwę?– zagadnął. Spojrzałam na niego ciekawa.– Dzisiejsza to Pełnia Więdnących Traw, zwiastuje przyjście jesieni.

– Dla nas to Pełnia Myśliwych – podjęła Rose – ucztujemy wtedy pod nocnym niebem, dzieląc się najlepszą zdobyczą z ostatniego polowania i pijąc do utraty zmysłów. Zazwyczaj po tej pełni odbywają się już tylko dwa polowania przed zimą, którą całą spędzamy w wiosce, razem z koloniami.

Uśmiechnęłam się do nich, próbowali odwrócić moją uwagę od złych myśli co było naprawdę miłe z ich strony. Byłam im wdzięczna.

Szliśmy równiną prosto do skał, od których dzieliła nas jeszcze długa droga. Słońce zachodziło w zastraszająco szybkim tempie, co z drugiej strony wznosiło księżyc coraz wyżej. Z każdą minutą miałam wrażenie, że wcale nie zdążymy nim na dobre ziemie pokryje światło pełni. Cieszyłam się tylko, że w pobliżu nie widziałam żadnej żywej duszy. Słyszałam delikatny świergot ptaków, maleńkie zwierzęta przemykające w wysokich trawach i grające w niej świerszcze. Żadnych warknięć. Widziałam w oddali zagajnik chudych brzóz, w których dostrzegłam coś, co wyglądało jak para oczu. Z tej odległości mogły być to nawet świetliki, ale mimo wszystko przyspieszyłam kroku. Nie czułam się obserwowana, ale cichy szept niesiony przez jesienny wiatr mówił, żebym miała oczy szeroko otwarte.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz