Rozdział 7

193 23 49
                                    

 Orissa

Siedziałam na łóżku z podciągniętymi pod brodę kolanami. Nie wiedziałam o czym mam myśleć, miałam pustkę w głowie i martwym wzrokiem wpatrywałam się w drzwi. Słyszałam jak Theo krząta się po domu. Tak bardzo chciałam, aby ktokolwiek teraz przy mnie był, a on zwyczajnie wyszedł wiedząc w jakim stanie jestem. Właściwie... kim byłam żeby obchodził go mój stan.

Do moich uszu doszedł odgłos tłuczonego szkła i głośne, wkurzone przekleństwo. Czyżby już do niego dotarło, że to był zły pomysł aby mnie przygarnąć? Może pluł sobie w brodę.

Po kilku chwilach drzwi do pokoju otworzyły się. Chłopak stanął w nich i oparł się o futrynę. Wyglądał na wkurzonego, chociaż ciągle utrzymywał beznamiętny wyraz twarzy. Zaciskał szczęki i widziałam jego spięte mięśnie. Jakby walczył sam ze sobą.

– Wyniosę się – powiedziałam w końcu pociągając nosem.

Teraz jego twarz wyrażała niemałe zdziwienie, może był w szoku, że nie musiał mnie wyrzucać. Zdziwiło go podjęcie tej decyzji przeze mnie?

– Czemu?– zapytał.

Teraz to ja się zdziwiłam.

– Jestem tu od jakiejś godziny, pierwsze co robię to płacze. Sprawiam kłopoty bo nie umiem nawet pozbyć się głupiego pająka. Nie jestem kimś kogo powinieneś trzymać w domu. Nie zasługuję na to – wydukałam szlochając. Za dużo się dziś wydarzyło. Mój umysł nie był w stanie tego poukładać.– Jestem nikim.

Zapadła głucha cisza.

– Czego się dowiedziałaś?– zapytał wskazując list leżący na ziemi.

– Moi rodzice nie są moimi rodzicami, siostry nie są moimi siostrami, a kopuła nie jest moim domem – wyliczałam prychając.

– Co masz na myśli?

– Ktoś podrzucił mnie rodzicom gdy byłam niemowlakiem.

Właśnie zdałam sobie sprawę, jaka byłam samolubna. Jak mogłam myśleć o sobie... Mara, kobieta która mnie wychowywała właśnie wyznała mi, że straciła swoje pierwsze dziecko. Widziałam zdjęcia z okresu ciąży, była taka szczęśliwa, oboje byli. Ich syn zmarł w dzień mojego pojawienia, a oni całą tą miłość przelali na mnie. Mimo tego, że nie byłam ich, byłam zostawionym podrzutkiem, nic nie wartym dla moich prawdziwych rodziców, Mara i Ellige wychowali mnie jako swoją córkę. Którą teraz także stracili.

Moje myśli odbiły się na mnie jak uderzenie w brzuch. Wciągnęłam głośno powietrze i złapałam się za głowę, wplątując palce we włosy.

– Mara napisała, że prawdopodobnie pochodzę stąd.

Chłopak wszedł w głąb pokoju i podniósł list, który szybko przeskanował wzrokiem.

– I myślisz, że jesteś nikim?– zaśmiał się.– Jesteś niesamowicie głupia.

Zamrugałam.

– Słucham?

– Dziewczyno, nie jesteś nikim. Jesteś Przebudzoną, pochodzisz z tego świata. Twoje życie będzie zupełnie inne niż w kopule – powiedział patrząc w okno.– Zdajemy sobie sprawę jak się w niej żyje. Tam wszystko podyktowane jest dziwnymi regułami, masz wyznaczony plan kim się stać – zamyślił się.– Chcesz mi powiedzieć, że tam byłaś kimś? O nie. Tam byłaś kolejnym trybikiem w zegarku. Tutaj, tutaj możesz być kimś. Możesz sama o tym decydować i nadać swojemu życiu sens.

Patrzyłam na chłopaka oniemiała. Może miał rację... Tylko nie mogłam wyrzucić z głowy myśli, że byłam niechciana w mojej prawdziwej rodzinie.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz