Orin
Dawno nie byłem aż tak spięty. Nawet widząc, że medalion od tej baby działał, bałem się o Orissę do utraty świadomości. W niczym nie pomagały czarne ślepia osadzone w wychylającej się znad tafli wody, błoniastej głowie pokrytej obślizgłymi łuskami. Czaił się na nią, obserwował. A ja nie zamierzałem zapomnieć o jego obecności.
Topielec nie mógł zbliżyć się do Orissy na odległość kilku metrów. Próbował. Kilkukrotnie.
Do Wolnego Miasta mieliśmy mniej niż pół godziny drogi, ale żeby do niego wejść i nie zwracać na siebie uwagi musieliśmy zmyć z siebie krew. Swoją i Revinów. Większość ubrań zwyczajnie przebraliśmy, resztę oczyszczaliśmy przy lodowatym brzegu spokojnej rzeki. Orissa właśnie nachylała się, ostrożnie, nad wodą i drżącymi dłońmi obmywała własny nóż. Ostatnia rzecz jaką musieliśmy wyczyścić, resztę Theo suszył swoją mocą.
Zwalczyłem ochotę odsunięcia dziewczyny od brzegu. Jeśli zauważyła stwora, który tak jawnie na nią polował, to nie dała tego po sobie poznać. Usłyszałem plusk wody dochodzący z miejsca, z którego ją obserwował i ostatkiem sił powstrzymałem się od ataku. Bawił się ze mną, próbował prowokować. Jednak gdybym się na niego rzucił tylko wystraszyłbym Orissę. Stwór zmieniłby się w przejrzystą wodę i zniknął. Nie miałem czym go pokonać. Ukradkiem splunąłem w jego stronę.
Poczułem się trochę lepiej.
– Pójdą za nami?– zapytała blondynka cicho wycierając ostrze z kropel wody. Już było czyste.
Rose wyciągnęła nogi przed głazem, na którym siedziała. Cmoknęła z niesmakiem patrząc na topielca w wodzie.
– Z miejsca, w którym nas znaleźli moglibyśmy uciec tylko w kilka innych. Możemy tylko mieć nadzieję, że sprawdzą najpierw tam, a dopiero później w Wolnych Miastach. Ziemie Niczyje są długie i skrywają wiele kryjówek, będą musieli je przeszukać... Ale my już jesteśmy na tyle daleko, że odnalezienie nas nie będzie dla nich takie łatwe. Tak mi się wydaje – mruknęła rzucając kamykiem w pobliże stwora. Orissa nawet nie zerknęła w tamtym kierunku.
– Nie zapominaj, że to banda ohydnie tępych zwyroli – wytknął Sarius.– Najpierw sprawdzą tam, gdzie poniosą ich własne kutasy, dopiero później pomyślą.
Theo prychnął pod nosem i rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie. Nie dziwiłem się tej jego reakcji, ale w tym miejscu była okropnie niestosowna. Sarius nie miał nawet grama powściągliwości jeśli chodziło o unicestwianie Revinów. Czerpał przyjemność z rozrywania ich gardeł i cieszył się na każdą ich śmierć. Nie dziwiłem się mu wcale, więcej – cieszyłem się jego zemstą.
Ale gdy Orissa na niego zerkała, znów trzęsły jej się dłonie.
Patrzyła w swoje oczy odbijające się w ostrzu noża, a jej nastrój był niemal namacalny. Bała się tego co zrobiła, a z drugiej strony cieszyła się, że dała radę. Bo kurwa poradziła sobie świetnie! Byłem z niej dumny, nawet jeśli obudziła moc tylko na chwilę, nawet jeśli nie zabiła nikogo, kto chciał ją skrzywdzić... Nie musiała zabijać, mogła zostawić to nam, byle tylko uciec, byle zranić przeciwnika i pokazać, że nie jest bezbronna. Już nie, a z czasem będzie tylko lepsza. Z czasem zrozumie zasadę zabij, albo zgiń. Da sobie radę w tym świecie.
W końcu włożyła nóż za pas na biodrach i gorzko przełknęła ślinę, przymykając oczy.
– Kiedy przestanie mnie tak mdlić na myśl o tym co zrobiliśmy?– zapytała słabo.
– Wtedy, kiedy uświadomisz sobie jak bardzo byli źli – odpowiedział jej Serin.
Miałem ochotę mu przywalić. Tak zwyczajnie.
CZYTASZ
Płomień : Dziedzictwo
FantasíaZawsze czuła, że jest stworzona do czegoś więcej. Mimo, iż w Kopule była otoczona kochającą rodziną, przyjaciółmi i spokojem, dusiła się. Marzyła o tym aby wyjść na Zewnątrz, aby zobaczyć prawdziwe niebo, prawdziwe słońce, poczuć ciepło jego promien...