Rozdział 2

256 32 25
                                    

Orissa

Ból.

Czułam otępiający ból z tyłu głowy, rozchodził się od potylicy w dół pleców i ogarniał całe ciało. Wkoło mnie odbywały się jakieś rozmowy, przez szum w uszach nie mogłam wyróżnić ani jednego słowa. Było mi niedobrze, czułam jak żołądek podchodzi mi do gardła lecz wiedziałam, że nie chodziło o wymioty. Gula w moim gardle była okropnie męcząca, chciałam ją przełknąć, co niestety nie wyszło mi przez suchość w ustach. Chciałam sięgnąć po szklankę wody, która zawsze stoi przy moim łóżku.

Wtedy do mnie dotarło. Przecież ja nie byłam w domu.

– Co wyście zrobili?!– Dotarł do mnie zagniewany głos.

– Wiesz ile dostaniemy za te dwie? To Nefis, każdy chce ich mieć – powiedział drugi.

W tym momencie otworzyłam oczy. Przede mną na podłodze siedziała przerażona Cassidy, jej zapłakane szare oczy były szeroko otwarte i lekko przekrwione. Jej usta zostały zakneblowane materiałem związanym z tyłu głowy, a ręce ciasno skrępowane za plecami. Chciałam coś do niej powiedzieć i wtedy zdałam sobie sprawę, że znajduję się w identycznej sytuacji. Poczułam większy uścisk w żołądku i spróbowałam szarpnąć rękoma, więzy były mocne, a lina szorstka, przez co wrzynała się w moją skórę. Spojrzałam na rudą dziewczynę i zauważyłam, że wpatrywała się w punkt za moimi plecami, a po policzkach ciągle ciekły jej łzy wsiąkające w materiał knebla.

Odwróciłam głowę aby zobaczyć czemu przypatrywała się dziewczyna. Drewniane drzwi były lekko uchylone, a zza nich dochodziły nas szorstkie głosy. Chciałam wstać, zobaczyć gdzie się znajdujemy, zrobić cokolwiek co pozwoli nam wyjść z tej sytuacji. Niestety przy próbie ruchu okazało się, że moje nogi również były związane. Runęłam szybko na bok, aby tylko nie upaść na twarz. Zawiasy w drzwiach wydały przenikliwy zgrzyt, wpuszczając mężczyzn do pomieszczenia, w którym zostałyśmy pozostawione. Spojrzałam na nich, odrzucając włosy z oczu. Ich wygląd wywołał kolejny ścisk serca, które zaczęło bić jak zwariowane. Byli zupełnie inni niż wszyscy, bardzo postawni, z mojej leżącej pozycji wydawali się okropnie wysocy, wiedziałam na pewno, że byli wyżsi ode mnie. Każdy z nich był dość umięśniony, co dodawało im mocnego wyglądu. Ich twarze i ramiona miały wiele blizn oraz ran.

– Mieliście iść tylko po żarcie – syknął jeden z nich podchodząc do mnie bliżej.

Emanowała od niego wściekłość, cały czas zaciskał zęby co było widać po delikatnych drganiach na lekko zarośniętej szczęce. Patrzyłam przerażona na mężczyznę przy wejściu, to jego widziałam wczoraj za dziewczyną. Zaraz, wczoraj? Czy to możliwe? Może minęło tylko kilka godzin, może kilka dni, nie miałam pojęcia. Jak długo byłam nieprzytomna?

– Te dwie nawinęły się w lesie. To żeby zabrać je ze sobą to był pomysł Rolfa – mruknął wyraźnie trzeci mężczyzna.

To on mnie zaatakował. Przesunęłam szybko wzrok na faceta, miał bardzo szerokie ramiona, ciemne długie włosy spięte na wysokości szczęki po lewej stronie twarzy, prawa część czaszki była krótko wygolona, nawet tam miał blizny. Stał z założonymi rękami, a przy jego pasie przywiązany był identyczny nóż, jak ten którym Cassidy została zaatakowana.

– Spójrz na nie Theo, każdy sowicie nas za nie wynagrodzi. Za blondynkę dostaniemy nawet więcej!– powiedział ten z blizną na ustach.

Wzdrygnęłam się na jego słowa, co to wszystko miało niby znaczyć? Porwali nas dla okupu? Przecież w Spero nikt nie popełniał tego typu przestępstw! Próbowałam ścisnąć czip na przedramieniu co uniemożliwiły mi więzy. Spojrzałam na oprawcę, który znajdował się najbliżej mnie. Sprawnym ruchem złapał mnie pod bok przylegający do podłogi i zmusił abym usiadła. Nie odrywałam od niego oczu, spostrzegłam, że wydawał się być dużo młodszy od pozostałej dwójki. Jego twarz była dużo bardziej łagodna, ale jednak mocna i surowa.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz