Rozdział 20

111 16 8
                                    

Orin

Szliśmy nadzwyczaj cicho, Orissa wydawała się być dość wystraszona, rozglądała się po gęstej mgle jakby coś w niej widziała. Ja nie dostrzegałem żadnego zagrożenia, może cała sytuacja była dla niej zbyt przytłaczająca i przez to właśnie zachowywała podwójną ostrożność. Poprawiłem torbę na ramieniu i wytężając wzrok kierowałem się w stronę granicy. Kiedy dojedziemy do równiny będziemy na dawnych terenach mojego plemienia, tam będę mógł zapolować, rozpalić ognisko i spokojnie zjeść. Tutaj to nie wchodziło w grę.

Poczułem dłoń Orissy na swojej koszulce, pociągnęła delikatnie za jej rąbek, jak dziecko. Odwróciłem się powoli przykładając palec do ust, aby była cicho. Dziewczyna kiwnęła głową i pokazała mi rosnący niedaleko nas pięciornik. W pierwszej chwili nie wiedziałem o co jej chodzi, dopiero po chwili przypomniałem sobie, iż jego korzenie są jadalne. Orissa pewnie wiedziała to od Rose. Kiwnąłem jej głową, aby pokazać żeby wykopała korzenie, a ja będę dalej obserwował otoczenie. Dziewczyna klęknęła przy roślinie i nożem zaczęła rozkopywać ziemię. Ten korzeń jest bardziej odżywczy niż orzechy z miodem, więc doda nam sił. Usłyszałem jak dziewczyna otwiera bukłak i oczyszcza korzeń wodą, zaraz po tym podniosła się i podała mi jeden z nich. Nie smakował najlepiej, jednak lepsze to niż nic.

Wiedziałem, że zanim dojdziemy do równiny zapadnie zmrok, nie dość, że długo zeszło mi się na szukaniu odpowiedniego drewna, to jeszcze spałem do południa. Nie wiedziałem jak udało mi się zasnąć, ostatnimi czasy gdy tylko zamykałem oczy widziałem problemy plemienia, Kirana, który nie starał się nawet na nie nic poradzić, Theo, który coraz bardziej martwił się o Orissę. Nie wiedziałem jak mam pomóc przyjacielowi, a tym bardziej plemieniu. Revini tylko dokładali do ognia, zniszczyłem dość dużą grupę, jednak nie ma pewności, czy nie czekają nas następne najazdy. Jakim cudem udało mi się zasnąć myśląc o winie Kirana? Czy to on zrobił, czy był to Will, wiedziałem że konsekwencje nie będą łatwe.

Po pewnym czasie wędrówki doszliśmy do rzeki i zrobiliśmy sobie przystanek, dalej zachowując ciszę. Widziałem zmęczenie po dziewczynie, nie było łatwo chodzić po ziemiach niczyich, a ona dokładała więcej wysiłku do tego, aby nie narobić hałasu. Złapałem wodę w ręce i oblałem sobie twarz oraz kark, czułem na sobie spojrzenie dziewczyny, miała nadzieję na dłuższą przerwę, ale chciałem tego uniknąć. Lepiej dla nas jeśli jak najszybciej dostaniemy się na równinę. Teraz jednak musieliśmy być szybsi. Gdy tylko weszliśmy z powrotem we mgłę, złapałem dziewczynę za rękę, aby nadać odpowiednie tępo i równocześnie mieć na nią oko.

Widziałem, że stara się nic nie mówić, ale męczy ją ta cisza. Mnie też męczyła, zdążyłem się przyzwyczaić, że gdy jestem na takich wyprawach towarzyszy mi Theo, a wtedy porozumiewamy się chociażby myślami. Westchnąłem głęboko i przyspieszyłem kroku. Dziewczyna jęknęła nieznacznie i starała się iść szybciej.

Wczoraj kiedy przysiadła się do mnie bardzo szybko zasnęła, zastanawiałem się czy zrzucić ją z siebie, jednak ciepło jej ciała działało na mnie dziwnie kojąco. Sara wiele razy spała tak na mnie, ale nigdy nie czułem się tak spokojny. Objąłem ją wtedy delikatnie i ułożyłem nas wygodnie, myślałem, że znowu będzie miała koszmary, jednak ta tylko uśmiechała się delikatnie przez sen. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem, pamiętam błogie uczucie lekkości, tak jakby nic nie istniało, jakby wszystkie problemy ode mnie odpłynęły. Nigdy nie spałem tak spokojnie.

Szliśmy długo, każde z nas odpływało w swoich myślach, wiedziałem, że coś jest nie tak, bo ona ciągle rozglądała się po mgle lub szybko odwracała. Ze strachem w oczach przyspieszała tempo nie zwracając uwagi na ból nóg. Z jednej strony cieszyło mnie to, jednak chciałem znać powód jej zachowania. W końcu wkroczyliśmy na tereny plemienia, jednak dla zachowania bezpieczeństwa nie odzywałem się, szukając w ciemnościach polany.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz