Rozdział 45

139 13 13
                                    

Orissa

Siedziałam na łóżku wpatrując się we wnętrza moich dłoni. Wcześniej byłam zbyt przejęta stanem Orina aby cokolwiek zauważyć, jednak teraz czułam dokładnie dziwne, nienaturalne pieczenie pod skórą rozchodzące się tylko i wyłącznie po dłoniach. Serce skakało mi w rytm drżenia palców. Usilnie wypatrywałam czegokolwiek co mogło podpowiedzieć skąd wzięło się to dziwne uczucie, najwyraźniej towarzyszące mi od jakiegoś czasu, od kiedy zobaczyłam Orina w lochach. Ostatni raz czułam tak dziwną ekscytację kiedy okazało się, że jestem przebudzoną. Ekscytację przeplataną przerażeniem.

Orin spał obok z rozluźnioną błogim snem twarzą. Wyglądał na spokojnego, jakby nic nigdy się mu nie stało, jakby nie miał żadnych problemów. Nie zaciskał szczęki, nie ściągał brwi w oceniającym sytuację grymasie. Wypoczywał. Tylko rana na jego wardze psuła ten piękny widok, tylko ona przypominała o tym co przeszedł... i to z mojego powodu. Gdy na nią patrzyłam miałam ochotę krzyczeć, czułam się okropnie, jakbym to ja sama zrobiła mu krzywdę. Poczułam żar w klatce, który przerodził się w przenikliwy ból. Przycisnęłam dłoń do klatki tak jakby ten uścisk miał choć trochę uśmierzyć rosnące cierpienie, które niespodziewanie zaatakowało płuco utrudniając oddychanie. Otworzyłam usta chcąc jakkolwiek zakomunikować, że ogarnął mnie tak okropny, niewiadomego pochodzenia ból, lecz z moich ust nie wydobyło się nawet jęknięcie.

Drzwi komnaty otworzyły się nagle, usłyszałam kroki i gdy zwróciłam głowę w stronę przybysza- ból zniknął.

– Nie ma się kto tobą zająć?– zapytał Sarius z zawadiackim uśmiechem.– Zgłaszam się na ochotnika.

Nigdy nie wejdzie mi w krew ta pewność siebie jaką emanuje chłopak.

– Cofnij to, albo zmyje ten uśmiech z twojej twarzy.– Usłyszałam spokojny ton tuż obok.

Orin dalej leżał z zamkniętymi oczami, wyglądając jakby spał. Sarius tylko założył ręce na piersi i uśmiechnął się szerzej.

– Skąd wiesz, że się uśmiecham skoro nawet nie zerknąłeś?

– Nie jesteś czymś co chciałbym widzieć zaraz po przebudzeniu.

Wilk prychnął pod nosem ukrywając śmiech i pokręcił głową. W jego spojrzeniu zdołałam zauważyć iskry czystego szczęścia. Sama mimowolnie się uśmiechnęłam.

– Wyjdziesz, czy ci pomóc?– zapytał Orin.

– To ja przyszedłem pomóc tobie wstać. Theo od godziny chodzi w kółko pod drzwiami i najwyraźniej bije się z myślami czy was obudzić czy nie.

– Mówiłem ci że masz tam nie wchodzić – powiedział chłodno Theo wchodząc do komnaty.

Orin otworzył oczy cierpiętniczo i momentalnie zacisnął szczękę w swoim stylu, marszcząc brwi. Widziałam w jego kamiennej postawie przepływ miłej irytacji. Relacja, która łączyła te trójkę była bardzo głęboka.

– Przyznam, że liczyłem na to, iż zobaczę coś więcej.– Poczułam na sobie taksujący wzrok wilka.– Dużo więcej – dodał z pewnym siebie uśmieszkiem.

Wiedziałam o co mu chodzi i wcale nie czułam się z tym dobrze.

Theo przeszedł obok Sariusa umyślnie popychając go ramieniem. Dziwiłam się, że zmiennemu nijak nie przeszkadza takie zachowanie chłopaka, wydawało mi się nawet, iż lubił tą wrogość między nimi. Właściwie świadczyły o tym delikatne uśmieszki Sariusa za każdym razem gdy Theo zrobił cokolwiek w jego kierunku. Tak jakby się przekomarzali.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz