Rozdział 36

99 14 14
                                    

Orin

Ze względu na to, że zachód zbliżał się nieubłaganie szybciej, mieliśmy zostać jeszcze tę noc i wyruszyć na ziemię wampirów o świcie.

Siedziałem w oknie przyglądając się jak Theo próbuje nauczyć Orissę jak wydobyć moc, jak jej użyć. Widziałem jak się starała, jak ją to męczyło i frustrowało, ale nie udało jej się wydobyć kompletnie nic. Theo próbował ją namówić, że poćwiczą innym razem, ale ona się zapierała. Chciała ćwiczyć dalej, twierdząc, że teraz pójdzie lepiej. W końcu, gdy zaszło słońce i Sulfus z Monicą pojawili się pod domem, wszyscy razem weszli do środka. Wilkołak łypnął nienawistnym spojrzeniem w stronę Sariusa i zamknął się w jednym z pokoi.

– Leć się umyć, dobrze ci to zrobi – powiedział Theo do Orissy.

Dziewczyna tylko spojrzała na swoje umorusane ziemią ciało, weszła na górę po swoje rzeczy i poszła do łazienki. Była smutna, rozczarowana sobą. Theo podążał za nią wzrokiem i mimo tego, że powiedział mi iż nie jest w niej zakochany, patrzyłem na niego spod byka. Odwrócił się do mnie leniwie, założył ręce na klatce i uniósł brwi.

–' I?'– Usłyszałem.

–' Ale o co ci chodzi?'

–' Gadaliście?'

Trzymałem moje myśli na wodzy, żeby nie mógł tak łatwo ich zobaczyć. Próbowałem dojrzeć, czemu była taka wściekła, czemu patrzyła tak na Serina i czemu chciała ze mną rozmawiać. Patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby nie do końca chciała znaleźć się w tej sytuacji... Więc trzymałem się w bezpiecznej odległości, byle nie takiej, w której znów widziałbym strach i żal w jej oczach.

–' Nie udało nam się.'– Przesłałem mu szybko.

Jego oczy błyszczały niedowierzaniem.

–' Nic nie powiedziała?'– drążył.

–' Zaczęła mówić coś o jej rozmowie z Serinem.'

Odwróciłem wzrok nie chcąc przesłać mu goryczy jaką czuję wspominając tamtą noc.

– Zamierzasz coś z tym zrobić?– zapytał podchodząc bliżej.

Sarius odchrząknął dając znać, że jeszcze siedzi w salonie i wcale nie chce tego słuchać.

Prychnąłem tylko. Nie wiedziałem co chciała powiedzieć, nie wiedziałem co ja chcę jej powiedzieć. Miała mnie za potwora... Może słusznie, widziała już jak zabijam, usłyszała z moich ust odpowiedź na pytanie. Nie byłem ostrożny... Mogłem się przy niej powstrzymać, nie rzucać na brata... Nie chciałaby wtedy pytać.

A teraz? Kim jestem w jej oczach? Kimś, kto musiał obiecać konającej matce, że nie zabije własnego brata. Chociaż do tego byłem przygotowywany, nie był dla mnie niczym więcej niż celem.

Uderzyłem pięścią w parapet i spojrzałem Theo w oczy.

–' Co miałbym zrobić?! Widzisz jak na mnie patrzy, ona się mnie boi. Rozumiesz?'

–' I dlatego pozwalała ci wchodzić do swojego łóżka?'– prychnął.

–' Dobrze wiesz, że to nie było tak.'– Czułem lekki gniew z jego strony.–' Poza tym, to było zanim dowiedziała się o obietnicy... Żebyś widział wtedy jej wzrok... Byłem wściekły, sam na siebie, że jej odpowiedziałem. Mogłem się dać udusić, byłoby po sprawie, a plemię zachowałoby moce.'

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz