Rozdział 32

106 13 17
                                    

Orissa

Theo powoli otwierał oczy budząc się. Niebo dość już pociemniało, więc w lesie panował półmrok. Patrzyłam na przebijające się między koronami drzew odległe, różowo-pomarańczowe chmury. Bardzo podobały mi się zachody, miały w sobie coś co mnie zachwycało. Te wszystkie kolory wydawały się być tak nierealne, gdybym ich nie widziała, wątpię, że uwierzyłabym, iż są prawdziwe.

Usłyszałam ciche stęknięcie Theo, ciągle leżał na moich udach, więc czułam jego każdy ruch. Chłopak położył rękę na czole i lekko przetarł twarz.

– Jak się czujesz?– zapytałam go, głaszcząc po włosach.

– Jakbym stracił przytomność.

Uśmiechnęłam się do niego.

– Ugryzł cię chochlik. Rose zrobiła dla ciebie jakiś lek, powinieneś zaraz do siebie dojść.

– Boli mnie głowa.

– Podobno jego ugryzienie odczuwa się jakbyś był pijany. Orin powiedział, że czuje to od ciebie.

Theo zaśmiał się krótko.

– Patrzy mi w oczy kiedy nie mogę nic z niego wyczytać. Świetnie.

Poczułam się winna. To przeze mnie ich relacja się psuła. Orin ukrywał przed Theo, że do mnie przychodził, ale ja też mu nic nie powiedziałam. Teraz dodatkowo był na mnie wściekły przez moje pytanie.

Rozejrzałam się dookoła. Rose i Serin jeszcze nie wrócili, chociaż co jakiś czas słyszałam ich głosy, co znaczyło, że muszą być blisko. Sarius zamienił się w wilka i smacznie spał pod jednym z drzew, a Orin... Nie byłam do końca pewna co z nim. Siedział w oddali, co jakiś czas stawał na nogę, wydawało się, że jest z nim lepiej, ale nie na tyle, żeby znów wszedł na drzewo.

– Jest na mnie zły, wiesz – szepnęłam, a Theo spojrzał na mnie uważnym wzrokiem.– Jedno z zadań wymagało ode mnie, abym zadała mu pytanie... Przyznał mi się, co obiecał matce.

Theo poderwał się do siadu. Spojrzał na mnie i położył palec na ustach, karząc mi być cicho.

– Nie mów o niej – szepnął.– To nie jest dobry temat. Dla żadnego z nas.

Przełknęłam ślinę uświadamiając sobie, że matka Orina zastępowała matkę Theo. On też tak źle przyjął jej śmierć? Kochał ją bardziej niż swoją biologiczną matkę? Nawet nie próbował pociągnąć tego tematu dalej. Musiał być dla nich zbyt bolesny...

Theo złapał się za głowę i lekko nią pokręcił.

– Głupi chochlik – zawarczał.– Nie chce być w tym przeklętym lesie.

– Chyba spędzimy tu jeszcze tę noc.

Chłopak przewrócił oczami na co lekko zachichotałam.

– Jest tu gdzieś woda?– Zaczął się rozglądać.– Chce mi się pić.

– Niestety...– Podniosłam bukłak przechylając go górą do dołu.– Możemy się przejść nad rzekę, jeśli masz siłę. Jak nie to ja mogę...

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz