Rozdział 51

152 10 11
                                    

Orissa

Nie odezwali się słowem gdy Orin wprowadził mnie do pokoju, w którym Rose prosiła szamankę o sprawdzenie co działo się na terenach Salfarów, co działo się w wiosce i kopule. Ich pokrzepiające spojrzenia wystarczyły. Kolana mi zadrżały gdy zdałam sobie sprawę, że oni ciągle mieli nadzieję i wierzyli, że ja też na nowo ją odnajdę.

Moja nadzieja właśnie delikatnie mimo szorstkości swoich wypracowanych dłoni, gładziła mnie po plecach. Nie czułam się na siłach by wejść do pomieszczenia zbyt głęboko, a Orin jakby zdając sobie z tego sprawę nawet lekko nie nacisnął na mnie, nie pchnął dalej. Zatrzymał się równo ze mną.

Nie wiedziałam co miał oznaczać przelotny uśmieszek na twarzy szamanki, ale spuściłam wzrok rejestrując jeszcze tylko jej kiwnięcie. Jakby sama się w czymś uświadomiła. Jakby zdawała sobie sprawę z więzi łączącej mnie i Orina. Może faktycznie jej wiekowe doświadczenie zdradzało jej, może mój zapach i wygląd zdradzały jej jak bardzo wstrząsnęły mną ostatnie wydarzenia i jak blisko byłam poddania się.

Wampiry zdawały się znaleźć we mnie coś godnego chronienia, godnego ich pomocy... Może ona także to dostrzegła... Może to moje poddanie tak bardzo wyprowadziło ją wcześniej z równowagi. Zwątpiła we mnie tak jak i ja to zrobiłam, a teraz ganiła samą siebie za tamte myśli.

Stała teraz przed ciężkim, drewnianym stołem zasłanym pożółkłym, ogromnym pergaminem. Była to ogromna mapa, większa niż mogliśmy ujrzeć, gdyż została starannie złożona tak, aby zmieścić się na blacie.

Znowu poczułam tę niewidzialną siłę, która chciała abym podeszła bliżej, abym rozłożyła mapę i się jej przyjrzała. Zacisnęłam szczękę i cofnęłam się delikatnie, na co Orin szybko objął mnie ramieniem.

Nie chciałam uciekać, ale coś szeptało mi do ucha, że to czego zaraz się dowiemy wcale nas nie zadowoli.

Rose nie dała rady ustać, chociaż niewątpliwie była najsilniejszą kobietą jaką poznałam, nawet ona nie mogła udźwignąć tego, czego zaraz miała się dowiedzieć. Troska i tęsknota za matką były wymalowane na jej twarzy i widoczne równie mocno jak jej piegi.

Serin stał blisko niej z założonymi na klatce rękoma. Jedną dłoń ciągle trzymał przy ustach i wydawało mi się, że z nerwów przygryzał paznokieć. Musiał martwić się o Elanil. W końcu miał bardzo dobry kontakt z narzeczoną starszego brata. Wydawała mi się jedną z najbliższych mu osób. Może była jedyną rodziną jaką teraz prawdziwie darzył uczuciem. Nic dziwnego, że z każdą chwilą coraz mocniej bladł.

Sarius nagi od pasa w górę stał przy jednej ze ścian i podpierał się o nią barkiem. Kątem oka spoglądał to na szamankę, to w kierunku drzwi. Jego rodzina także żyła na terenach Salfarów. Nie miałam pojęcia gdzie dokładnie, ale jemu też zależało na dobrych wieściach. Na chociażby tym, że nie było ich w pobliżu Mroku.

Orin skinął Sariusowi głową, ten spojrzał przez drzwi do pomieszczenia obok i odpowiedział mu tym samym gestem. Poczułam jak dłoń na moich plecach delikatnie się rozluźnia, a sam chłopak wyraźnie odetchnął.

Theo. Theo leżał w pokoju obok, pewnie wciąż dochodząc do siebie. A zmienny dopatrywał jego stanu, jak przez ostatnich kilka godzin.

Powstrzymałam ochotę wbiegnięcia do Theo, zobaczenia go... Orin zauważył moje mimowolne drgnięcie i spojrzał mi w oczy.

„Niedługo do niego pójdziemy, jest w porządku'' zapewniało jego spojrzenie.

Szamanka rozłożyła dłonie nad mapą.

– Kiedy wejdę w trans żadne z was nie może się odezwać, póki ja tego nie zrobię. Wtedy zadacie mi pytania o miejsca jakie mam sprawdzić. Pojedynczo – oznajmiła kobieta.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz