Orissa
Czułam się dziwnie. Pusta, a jednocześnie przepełniona sprzecznymi uczuciami. Zbudziłam się przed Orinem, gdy słońce nie wzeszło jeszcze nad horyzont. Leżałam wtulona w jego klatkę piersiową, całkiem naga. Gdzieś w odmętach podświadomości przeszkadzało mi to, ale z jakiegoś powodu nie miałam siły wstać i się ubrać.
Jedyne na co się zdobyłam to odsunięcie się od Otory i zwrócenie w stronę zasłoniętego okna. Tej nocy nie miałam żadnego koszmaru. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam zbyt wykończona... wszystkim. Może tak właśnie powinnam zasypiać? Doprowadzać się do takiego zmęczenia, aby nie mieć snów?
To wydawało się dobrą opcją, chociaż wiązało się z dziwnym zapomnieniem, które nosiło piętno profanacji pamięci. Ale tak naprawdę nie chciałam zapomnieć! Nie mogłam zapomnieć Jacoba. W koszmarach mogłam znów spojrzeć mu w twarz, mogłam spędzić z nim czas. Czas, którego już nie odzyskam.
Łzy samoistnie popłynęły z moich oczu. Tej nocy nie zdążyłam nawet spojrzeć w niebo by szukać jego gwiazdy. Była tam, musiała tam być. Mogłabym ją dostrzec, gdybym odsłoniła okno, ale moja ręka zdawała się być zbyt ciężka aby wykonać jakikolwiek ruch.
Powoli przestawałam dawać radę. Nadmiar informacji przytłaczał mnie psychicznie. Byliśmy na drugim końcu mapy! Moje plemię albo było krwiożerczymi, bezdusznymi bestiami wyznającymi okrutnych bogów, albo... Właśnie. Co albo?
Byli zwykłym, kochającym bliźnich plemieniem? Dlaczego żyli w górach o tak mrocznej sławie? To mi się kompletnie nie zgadzało! Szczególnie, że miałam tak mało informacji o nich. Właściwie nie wiedziałam nic i musiałam polegać tylko na tym, co już usłyszałam. A przez to widziałam tylko to co najgorsze...
Rose zasugerowała, że Nieprzebyte Góry mogą być formą obrony plemienia – tak, jak Mroczny Las chronił (w pewnym sensie) Salfarów. Trzymałam się tej myśli, a przynajmniej próbowałam. Cała ta legenda o miejscu z mapy przyprawiała mnie o skurcze żołądka. Tylko, skoro urodziłam się tam, czemu Błędne Ogniki prowadziły mnie w góry?
Jeśli moje plemię faktycznie stosowało ich odpychającą aurę jako obronę dla swojego ludu, czemu nie obronili mnie? Czemu wylądowałam w kopule tak bardzo oddalonej od miejsca mojego przyjścia na świat? I kto mnie tam umieścił?
Nie chciałam nawet myśleć o moich biologicznych rodzicach. Prawdziwymi rodzicami byli Mara i Ellige. I to właśnie ich musiałam uratować przed Mrokiem.
Nie udało mi się zapanować nad histerycznym szlochem i od razu pożałowałam, że nie dałam rady wymknąć się z łóżka.
Orin uniósł się na łokciach za moimi plecami, przez co mimowolnie skuliłam się bardziej pod przykryciem.
– Orissa?– zapytał sennym głosem.– Co się stało? Co...
Pociągnęłam nosem, a on usiadł zsuwając z nas kołdrę. Nie chciałam pokazywać mu tej słabości, nie chciałam, żeby widział, że przestaję dawać sobie radę; że wczorajsze legendy otworzyły kolejną ranę na moim sercu. Byłam słaba.
– Płaczesz?– zapytał zbliżając się nieco. Jego dłoń zastygła tuż nad moim ramieniem.
Po samym odgłosie wiązek wspinających się mu po plecach, domyśliłam się, że zachodzą w nim najgorsze procesy myślowe.
Odwróciłam się do niego, próbując ukryć chociaż połowę swojej słabości. Patrzył na mnie zbolałym wzrokiem, wahając się czy położyć na mnie swoją dłoń. Wahał się nad dotknięciem mnie.
Włożyłam więc całą swoją siłę w przysunięcie się do niego, a gdy to zrobiłam, napięcie opuściło jego ciało. Przygarnął mnie do siebie mocno.
CZYTASZ
Płomień : Dziedzictwo
FantasyZawsze czuła, że jest stworzona do czegoś więcej. Mimo, iż w Kopule była otoczona kochającą rodziną, przyjaciółmi i spokojem, dusiła się. Marzyła o tym aby wyjść na Zewnątrz, aby zobaczyć prawdziwe niebo, prawdziwe słońce, poczuć ciepło jego promien...