Rozdział 48

141 12 15
                                    

Orissa

Ciemność przerażała mnie najbardziej. Mimo że noce były piękne, podobało mi się niebo usłane migoczącymi gwiazdami i pięknie lśniący księżyc, to ciemność mnie przerażała. Mroczny las, w którym mieszkało mnóstwo dzikich zwierząt, w którym mogli być źli ludzie, a nawet inne stwory. Przytłaczało mnie to, czułam się pochłaniana przez wszechogarniające mnie zimno i mrok. Ratowali mnie oni, moi przyjaciele. Ich obecność odganiała ciemność, czułam się raźniej, bezpieczniej. Gdybym była sama już dawno bym się poddała, umarłabym z przerażenia po jednej spędzonej w ciemnym lesie nocy.

– Kiedyś też się bałam – powiedziała siedząca obok mnie Rose.

Posłałam jej pytające spojrzenie. Skąd wiedziała o czym myślę? Musiała zauważyć jak patrzę w ciemność dookoła.

– Bałam się ciemnego lasu, nie wychodziłam z chaty po zmroku, nie spoglądałam nawet w okno. Musiałam mieć przy sobie świecę, żeby poczuć się odrobinę lepiej – ciągnęła.

Ogrzewałyśmy się przy ognisku kiedy chłopacy rozstawiali namioty. Zgodnie stwierdziliśmy, że zasługujemy na jedną spokojną noc zanim zmierzymy się z Cieniami. Nawet Theo przełykał nerwowo ślinę gdy o nich rozmawialiśmy. Moim ciałem wstrząsnął nieoczekiwany dreszcz.

– Jak udało ci się pozbyć tego uczucia?– zapytałam rozglądając się po okalających nas zewsząd drzewach. Próbowałam coś dojrzeć w ciemności między nimi, chociaż miałam wielką nadzieję, że tak się nie stanie.

– Obudziłam swoją moc – rzuciła od niechcenia.

Spojrzałam na nią wymownie.

– No co? Taka prawda. Gdy tylko okazało się, że jestem Shemką wszystkie strachy zniknęły. A przynajmniej większość. Wiedziałam, że cokolwiek mnie zaatakuje będę w stanie się obronić.

– Obudziłaś swoją moc w wieku sześciu lat – przypomniałam jej – i tak po prostu przestałaś się bać? Wiedziałaś, że się obronisz?

Dziewczyna przyglądała mi się dokładnie, czułam się jakby jej spojrzenie mogło wyczytać wszystkie moje obawy.

– Dorastałam wśród nich Orisso. Na co dzień widziałam jak inni posługują się swoimi mocami, jak z nich korzystają i jak je ujarzmiają. Było mi prościej.

Nie musiałam jej mówić, że boję się iż nie opanuję swojej mocy. Udało mi się ją obudzić, a może nawet tylko chwilowo przebudzić, ale wiedziałam przynajmniej, że ją mam. Nie wiedziałam czy nauka będzie ciężka, nie wiedziałam czy w razie potrzeby zdołam z niej skorzystać. Theo zaproponował, że mi pomoże, chciał nawet wznowić poranny trening gdy tylko oddaliliśmy się od wodników najdalej jak mogliśmy. I od wszystkich innych wodnych akwenów.

Westchnęłam delikatnie i przybrałam zbolały wyraz twarzy. Piegi Rose nabrały mocniejszego koloru gdy spojrzała w ogień.

– Mój ojciec mawiał – głos jej się załamał, a ja poczułam ten ból – że moc nas nie zawodzi. Jest częścią nas, przedłużeniem naszych nóg i rąk. Nagina się do naszej woli i zawsze jest gotowa nam służyć. Tylko my nie zawsze jesteśmy gotowi z niej skorzystać.– Spojrzała mi w oczy.

Jej ojciec musiał być wspaniałym człowiekiem, widziałam w jej oczach podziw do słów, które od niego usłyszała, widziałam miłość jaką go darzyła. Uśmiechnęłam się delikatnie, a ona to odwzajemniła. Spojrzała nad moim ramieniem i mina jej zrzedła, skrzywiła się odrobinę więc od razu się odwróciłam.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz