Rozdział 46

109 14 12
                                    

Orissa

Zima zbliżała się nieubłaganie szybko i właśnie odczuwałam pierwsze jej zapowiedzi. Większość kolorowych liści leżała już na ściółce pokrywając ją niemal w całości. Delikatne promienie słońca przedzierające się przez pociemniałe gałęzie tańczyły delikatnie na mojej twarzy.

I o bogowie byłam wdzięczna za każdy jeden z nich.

Nie miałam bladego pojęcia jak bardzo po Przebudzeniu potrzebowałam słońca, zdawało mi się, że bardziej niż jedzenia czy wody. Bez niego czułam się jakby moje serce nie mogło bić, jakby tlen był nic nieznaczącym dla mnie pierwiastkiem. Jakby całe moje życie owinięte było ciasno wokół tego pierwotnego ciepła i jasności.

Bo tak istotnie było.

Szliśmy przez wampirzy las kompletnie beztrosko, prowadzeni przez kilku strażników i samego Lysandra. Nic nie mogło nam się stać.

Nic prócz zamarznięcia na kość.

Mocniej opatuliłam się prezentem wykonanym specjalnie dla mnie na polecenie Corneli. Była to ciemna kurtka obszyta od wewnątrz grubą owczą wełną. Rose dostała podobną. Nigdy w życiu nie doświadczyłam takiego zimna, a według Sariusa jeszcze wszystko było przede mną. Bliźniacy i Theo także dostali podobne do naszych kurty, jednak Iter przyjął swoją tylko ze względu na mój łokieć wbity mocno pod jego żebra gdy parsknął śmiechem na ich widok. Wiedziałam, że on nie potrzebuje nic co mogłoby go ogrzać, jego moc robiła to za niego, jednak powinien był przyjąć prezent i należycie za niego podziękować.

Cała trójka szła ramię w ramię z raktamem na czele naszego pochodu. Ja i Rose otoczone przez strażników, a za nami Sarius w swojej wilczej postaci z przewleczonymi przez grzbiet bagażami. Nie wydawało się sprawiać mu to problemu, wręcz przeciwnie stwierdził, że dzięki temu będzie mógł w końcu należycie rozciągnąć kości. O cokolwiek mu chodziło.

Rose co chwilę łapała się dłonią za wewnętrzną kieszeń kurty, w której schowany miała Pył Astralny i Kamień Księżycowy. W mojej natomiast ciążył Krwawy Kryształ. Widziałam jej zdenerwowanie za każdym razem gdy na nią zerkałam. Ruda chyba zbyt pogrążona była w myślach, bo nawet nie zdawała sobie sprawy gdy przy wydychaniu powietrza wzbierał się wiatr jej mocy. Serin spoglądał na nią za każdym razem gdy tylko go wyczuł.

Odnotowałam w myślach, że muszę go wypytać o jego intencje względem dziewczyny. Mimo że on tak perfidnie próbował namieszać między mną a jego bratem, wiedziałam, iż robił to dla mojego bezpieczeństwa. A przynajmniej tak się mu zdawało.

Jeżeli mamy zginąć z rąk Cieni albo Revinów, chciałam mieć wyjaśnione wszystkie możliwe sprawy w naszej grupie.

Ponieważ teraz na każdym kroku musimy być jeszcze bardziej ostrożni, oglądać się za każdym chrzęśnięciem gałęzi, za każdym oddechem i wyszukiwać dzikich oczu wrogiego plemienia. Wytłumaczono mi, że po wydaniu wyroku na mnie przez Kirana dostaliśmy zaledwie dziesięć spokojnych dni na udowodnienie swoich słów, w innym przypadku wódz nie będzie nas krył i poda imiona całej naszej szóstki Kragenowi, wodzowi który wielbił polować na swoich niewolników. Wiedzieliśmy, że ta wyprawa zajmie wiele dni, ale żadne z moich przyjaciół nie przypuszczało, że tak szybko będziemy ścigani.

Dreszcz przeszył moje ciało. Zdawałam sobie sprawę z okrucieństw jakich mogli dokonać Revini. Znałam ich dotyk i wiedziałam czego mogli dopuszczać się ich mężczyźni z kobiecymi jeńcami. Robiło mi się niedobrze na samą myśl o możliwości zostania ich branką. Przerażali mnie. Oni i ich prymitywne zachowania.

Płomień : DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz