NIECZYSTA DOMENA
Meng Yao zaczynało się nudzić słuchanie jego głosu i tego jak buczał. Z rękami założonymi za plecami szedł rozglądając się po tym w co zmieniła się cała Domena. Może i sam Yao lubił ozdoby, ale nawet dla niego wyglądało to dość... groteskowo.
Nie Mingjue w końcu nie wytrzymał. Zerwał wściekle jedną z najbliższych ozdób i wcisnął w ręce służącego, każąc im się tego pozbyć.
- A tak ładnie tu było. - mruknął starszy cicho pod nosem.
Yao mijał wszystkie wiszące materiały, kwiaty, donice, jakieś dziwne rysunki... Zmarszczył brwi mając w pamięci inny obraz sekty. I zdecydowanie, gdy był tu ostatnim razem to miejsce miało charakter, a teraz wyglądało tragicznie.
Nie było tutaj ładnie, tak jak upierał się Jue. Było po prostu skromnie, nic nie rzucało się w oczy, nikt również nie czuł się tu przytłoczony w żaden sposób.
Młodszy zatrzymał się na moment aby rozejrzeć po wazach, które tu stałym niektóre z nich były szkaradne ,a inne nawet ładne, ale zupełnie niepotrzebne.
Kiedy Nie Mingjue podnosił jakiś wazon, czy cholera wie co to było, do jego uszu dobiegł dźwięk dobywanego ostrza. Wątpił, by to on był celem ataku, podejrzewał, że Meng Yao po zamordowaniu, go nie był najmilej widzianą osobą tutaj. Wazon niestety zakończył swój żywot na podłodze.
Yao cały ten czas milczał nie komentując, ani nie odzywając się do niego ani słowem. Sam został zaskoczony, miłe powitanie - Pomyślał.
Skoro nie zginął tego ranka z rąk Jue to pewnie byle chłystek go zamorduje. Poczuł się tak ,jakby cofnął się o te naście lat do momentu kiedy mu służył. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech a po jego plecach przeszedł mocny dreszcz.
Jue dobył Baxii i skrzyżował ostrze z jednym z młodych mężczyzn ubranych w szaty sekty, jednocześnie zagarniając Meng Yao za siebie. Jak ktoś miał go zabić to tylko on, a na razie wolał, by kurdupel pozostał przy życiu nim dowie się wszystkiego.
Gdy Yao służył samemu Liderowi sekty Nie, nie do końca był tu ulubionym towarzyszem. Mógł śmiało stwierdzić, że w tym konkretnym gmachu istniały tylko dwie osoby które go, można powiedzieć, że szanowały i traktowały po ludzku.
Zacisnął powieki, był bezbronny wobec tamtego, sam nie miał nic czym mógłby się uchronić przed atakiem. Szczególnie jeśli ten wydobył ostrze. Sądził, że zginie na miejscu, ale zamiast tego, poczuł jak łapie go silne ramię i za moment chronią wielkie umięśnione plecy, otulone materiałem z Qinghe.
Nie Mingjue odepchnął atakującego mężczyznę do tyłu, co wyraźnie nie mu się nie spodobało.
- Liderze sekty! Ten człowiek jest winny twojej śmierci! - krzyknął do niego gniewnie.
- A ja jego, skoro zostaliśmy pochowani w jednej trumnie. - warknął gniewnie - Na razie jesteśmy kwita, jakbym chciał go zabić, to nie ściągałbym go do Qinghe. Meng Yao jest gościem sekty Nie. - mówiąc to cały czas trzymał młodszego za swoimi plecami, przyciskając go do siebie jedną ręką.
- Ale lider sekty mówił, że mamy... - Nie Mingjue zaraz mu przerwał.
- A widzisz tu gdzieś Huaisanga? Jak nie to spieprzaj, bo zaraz będziemy organizować twój pogrzeb. - mężczyzna wycofał się jak niepyszny.
Mega Yao czuł jak mocno go trzyma, a jego chwilowy stres podsyciła tylko kłótnia. Młodszy zacisnął palce na materiale jego szat i schował poniekąd tam twarz przypominając sobie te dawne czasy, ilekroć Jue chronił go przed podobnymi sytuacjami.

CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...