Witajcie,Zanim przejdziecie do rozdziału chcę was poinformować, że ten jak i kolejne mogą być wyjątkowo trudne.
Mam nadzieję, że wam się podoba i dobrze się czyta.
Macie jakieś teorie co do tego, co może stać się dalej? Co może stać się z Sangiem albo generałem?
Chętnie poczytamy wasze komentarze!
Miłego czytanka! ^^
_______________________________________________________Dni w Gusu mijały wolno. Każdy był niemal taki sam, a każdy równie ponury i przygnębiający. Atmosfera w samym Hanshi również była nie do zniesienia. Yao wciąż siedział w łóżku, wsparty o parapet zaglądając za okno, jakby czekał na coś, ale to nigdy nie nastąpiło.
Dzień za dniem z tacy znikała jedynie herbata, a jedzenie pozostawało niemal nietknięte. Czasem zniknęło tylko trochę ryżu albo warzyw. Jednak wciąż, młodszy nie jadł tyle ile powinien. Co za tym szło z tego żalu i smutku zaczął chudnąć. Do tej pory rumiana i lekko okrągła twarz stała się bardziej koścista tak samo jak nadgarstki czy kostki które stały się bardziej wyraźne.
Nie reagował na nic, nawet na Lan Huana który w dobrej wierze przychodził z nim porozmawiać, czy spróbować przekonać go do jedzenia. Mało spał, mało jadł, nie miał nawet sił aby chodzić do kąpieli. Niejednokrotnie pozwalał samemu starszemu czy służbie na pomoc. Był zupełnie nieobecny w tym świecie. I nie chciał już w nim istnieć. Myślał tylko o tym aby umrzeć.
I w końcu, któregoś dnia gdy został zupełnie sam zdjął materiał wierzchniej szaty robiąc z niej pętle, aby zawiesić ją na belce. Wszedł na stolik, później wspiął się na małe krzesło aby zaciągnąć na szyję pętlę. Nie miał już powodu do życia, powód jego życia po raz kolejny się go wyrzekł. Nie widział już nadziei dla siebie, ani na powrót do mężczyzny którego kochał. Wykonał krok w przód, pozwalając pętli zacisnąć się na szyi. Nie walczył, nie miał już o co walczyć.
Xichen wracał do Hanshi z niewielkim podarunkiem dla przyjaciela, miał nadzieję, że ulubiona czekolada poprawi odrobinę nastrój młodszego, a liczył przynajmniej na to, że ten ją zje. W ostatnich dniach Meng Yao wyglądał coraz gorzej, a jak na złość odpowiedź z Qinghe nie przychodziła. Najwyraźniej musiał się udać tam osobiście, nie mógł dłużej oglądać jak przyjaciel marnieje w oczach.
- A-Yao, mam coś d... - Lan Huan stanął w drzwiach i upuścił pakunek - A-Yao! - krzyknął i zaraz biegiem ruszył w kierunku młodszego. Złapał go unosząc do góry, byle tylko zmniejszyć nacisk materiału, zaraz też posłał Shuoyue by przeciąć materiał, którego mężczyzna użył jako stryczka. Złapał opadające ciało w ramiona i posadził przy łóżku.
- Bogowie, A-Yao! - złapał twarz młodszego w dłonie i obrócił w swoją stronę. - Medyka! - rzucił w kierunku jednego z seniorów którego zwabiły krzyki lidera sekty i zaraz znów przeniósł wzrok na młodszego - Co ty wyprawiasz?! - Xichen był dosłownie przerażony, wiedział że z Meng Yao jest źle, ale nie spodziewał się, że aż tak źle. Zdecydowanie musiał ruszyć do Nieczystej Domeny i jak najszybciej przemówić Mingjue do rozumu. Zaraz też do Hanshi wpadło dwóch medyków.
Guangyao nie zależało już na życiu. Nie miał już powodu aby żyć. Nie miał powodu aby być tutaj. Nawet gdyby chciał uciec do Jue, to wciąż mógłby zostać po drodze napadnięty. Zrobiło mu się kompletnie ciemno przed oczami. Za chwilę byłby jedną nogą w grobie, jak spod wody słyszał głos Lan Huana. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Odzyskał oddech w momencie kiedy z jego szyi zniknął nacisk, a jego zmysły powoli wracały do siebie. Nie miał sił walczyć o życie, ale mógł walczyć o śmierć. I chciał umrzeć, tego sobie życzył i nie chciał aby ktokolwiek mu w tym przeszkadzał.
Nie był zdeterminowany aby żyć, ale miał siłę aby umrzeć.

CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...