Nie Mingjue zmarszczył znacząco brwi, przyglądając się przez chwilę młodszemu i szukając u niego jakiegokolwiek znaku, mówiącego o tym które miejsce go boli.
- Powinienem wezwać medyka? Powinieneś mi mówić kiedy coś jest nie tak. Ukrywanie swojego stanu nie jest najlepszym pomysłem. - skarcił go nieco, mając całkiem spore doświadczenie w tej kwestii, które jak zawsze nie szło w parze z jakąkolwiek nauką u Jue.Meng Yao nie chciał się przyznawać do tego, że boli go blizna. Czasami jedna, czasami druga. Zależnie od dnia boli mocniej lub lżej. A tego dnia obie były wyjątkowo nieznośne. Wziął głębszy wdech i pokręcił lekko głową.
- Nie trzeba, wszystko będzie dobrze. - wymamrotał zakłopotany tym faktem. Tym, że tamten w ogóle zauważył co się z nim dzieje. Mruknął pod nosem i spojrzał w bok - Czasami tylko trochę bolą mnie stawy, to nic niezwykłego. - stwierdził zaraz.- Meng Yao. - zaczął poważnie, nie bardzo wiedział czemu młodszy nie ma zamiaru powiedzieć mu prawdy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie stawy są przyczyną bólu mężczyzny w jego ramionach - Dlaczego nie chcesz powiedzieć prawdy? Czyżbyś się czegoś obawiał? Sądzę, że zdecydowanie lepiej byłoby gdyby obejrzał cię jeszcze raz medyk, albo gdybyś pozwolił mi na przesłanie ci energii duchowej.
Młodszy westchnął ciężko i zaczął masować swoje ramię powoli. Ostatnio było wyjątkowo upierdliwe jeśli chodziło o poziom bólu. Zmarszczył brwi czując jak zaczyna boleć go klatka piersiowa.
- To tylko moja kara. - powiedział ciszej i odwrócił wzrok. - Zwyczajnie bolą mnie blizny ran które otrzymałem przed śmiercią. Nic takiego. - wyszeptał przesuwając dłonią na swój tors - Nie przejmuj się, przejdzie mi.
Nie Mingjue westchnął cicho i pokręcił głową. Złapał go nieco mocniej w swoje objęcia, tak, by ten nie mógł mu się wyrwać i zaczął mu przesyłać niewielkie ilości duchowej energii by złagodzić jego ból.
- Wiesz, że sporo problemów bierze się właśnie z tego, że nie mówisz mi o tym co jest nie tak? - spytał zaczepnie nie mając zamiaru go puścić
Meng Yao mimowolnie lekko wywinął oczami na jego komentarz. W głowie miał to wspomnienie, kiedy powiedział mu co jest nie tak, a poniósł spore konsekwencje. Choć nie marzył o tym. Wziął głębszy wdech i rozsunął materiał szaty. Włosy zaczesał w tył, aby pokazać mu dokładnie i wyraźne szwy i ślady po jego własnej śmierci. Bliznę po ranie, gdy Xichen przebił go na wylot i ślad po utracie ręki.
- Po prostu... Ostatnio bardzo mnie boli. - wyszeptał opuszczając na moment wzrok aby zaraz spojrzeć na niego spod wachlarza ciemnych rzęs. - Nie chciałem cię tym kłopotać. Ale myślę, że być może to jakiś rodzaj klątwy. Boli tak, jakbym na nowo przechodził przez to samo. Jakbym chociaż raz dziennie był przebijany na wylot, a moja ręka... A moja ręka była ucinana.
Jue przytulił go do siebie nieco czulej, nie chciał by młodszy cierpiał. Pogładził go delikatnie po włosach.
- Znajdziemy jakiś sposób. - mruknął cicho chcąc go pocieszyć. Nawet jeśli zbrodnie które popełnił Yao w poprzednim życiu były okropne, to nie chciał by ten musiał ponosić ich konsekwencje przez całe, nowo odzyskane życie.
- Znajdziemy kogoś kto... - Nie zmarszczył nieznacznie brwi, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. - Właściwie to zastanawiam się czemu nikt jeszcze nie przybył do Qinghe. Z tego co pamiętam wieści rozchodziły się tu szybciej niż bym chciał, a teraz...? Jakby nikt poza Nieczystą Domeną nie wiedział o naszym powrocie. A chwilę już tu jesteśmy.
Yao nie chciał jakoś się nad tym długo zastanawiać. Wewnętrznie uważał, że ma to na co zasłużył. Choć było to, delikatnie mówiąc, uciążliwe dla niego. Postanowił więc ukryć się w najlepszej kryjówce jaką znał do tej pory, czyli w jego ramionach. Tam się ukrył, przytulił się do niego mocno. Zamknął oczy aby zaraz potem je otworzyć. Uśmiechnął się słabo na jego słowa i w sumie, uśmiech zaraz zszedł mu z ust.
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...