39. Miał być ślub.

89 18 3
                                    


Ile trwał w tym stanie? Meng Yao nie miał pojęcia. Jednak gdy jego oczy otworzyły się tego ranka, były żywe, ale kompletnie zdezorientowane.

Dostrzegł nad sobą twarz Xichena, jego głos dudnił mu w uszach, a głowie kręciło mu się niesamowicie. Czemu był w Gusu? Czemu był tu Xichen? Gdzie był Sang? Przecież za chwilę miał brać ślub. Wykonał niekontrolowany ruch, uderzając starszego w twarz, przez chwilę będąc pewnym, że to halucynacje.

Lan Huana zamroczyło na chwilę, gdy znów oberwał w twarz. Musiał przyznać, że uderzenie Yao nie było tak mocne jak to Mingjue, ale trafiając w to samo miejsce, śmiało mógł powiedzieć, że równie mocno odczuwalne co to które otrzymał od lidera sekty Nie.

Mniejszy zerwał się z łóżka w panice, niczym pijany kołysał się na nogach i tracił równowagę chcąc wyjść.

- Muszę wracać do Qinghe... Jue... - po tym potknął się o własną nogi i upadł na stolik, zrzucając przy tym z niego wszystko. Opadł ciężko na ziemię i pociągnął za sobą zasłonę która się zerwała. Było mu niedobrze, a w głowie mu się kręciło niesamowicie.

- A-Yao! - uniósł lekko głos, chcąc zwrócić na siebie uwagę przyjaciela, chociaż miał nadzieję, że tym razem obejdzie się bez rękoczynów. Młodszy zachował się jak pijany, a gdy ostatecznie runął na ziemię, Xichen szybko się przy nim znalazł. Wziął go na ręce i posadził na swoim łóżku, patrząc na niego w troską.

- A-Yao, nie możesz opuścić Zacisza Obłoków. Została wyznaczona nagroda za twoją głowę. - nie chciał mu mówić, kto ją wyznaczył i jak wysoką, jednak musiał jakoś przekonać przyjaciela do pozostania w jedynym teraz, bezpiecznym miejscu.

Yao kręciło się niesamowicie w głowie, a żołądek zaczynał go boleć.

- Jaka nagroda..? Miałem wziąć ślub, Jue miał być moim mężem... - zakrył usta dłonią czując, że robi mu się niedobrze. Nie mógł wytrzymać, a po chwili jego usta opuściła zawartość żołądka. To, że wylądowało to na przyjacielu było zupełnym przypadkiem. Dziwna, czarna maź przez dłuższy czas wydostawała się z jego ust. Zakaszlał i z trudem złapał oddech.

Lan Huan nie zdążył sięgnąć po miednicę, nim zawartość żołądka młodszego wylądowała na jego szatach. Nie mógł mieć mu tego jednak za złe. Ściągnął z siebie wierzchnią warstwę i rzucił obok łóżka, bez słowa sięgnął po miednicę, którą na wszelki wypadek wolał podać przyjacielowi i zaraz też nalał mu wody.

- A-Yao, na razie siedź. Musisz dojść do siebie. - podniósł się z miejsca i wychylił się z Hanshi prosząc jednego z adeptów o sprowadzenie medyków. Zaraz też wrócił do przyjaciela. - Byłeś nieprzytomny trzy dni. - sprawdził czoło Yao, ten miał w dalszym ciągu podwyższoną temperaturę.

Meng Yao nic z tego nie rozumiał, czuł się fatalnie, ledwie widział, bo wciąż miał dziwne mroczki przed oczami. Jakim cudem był nieprzytomny i jak się tu znalazł? W tej chwili nic nie miało najmniejszego sensu.

Żołądek bolał go niesamowicie, miał wrażenie jakby ktoś złapał go w ręce i wykręcał jak mokrą ścierkę. Siedział tak zupełnie skołowany z miednicą na udach, próbując złapać ostrość widzenia, ale na razie to było na nic.

Wstrząsnęły nim kolejne konwulsje i znów dziwna czarna maź opuściła jego żołądek. Oprócz samego smrodu wymiocin uderzył go dziwny słodkawo gorzki zapach którego nie rozumiał. Zakaszlał lekko czując się co najmniej żałośnie. Sięgnął po wodę aby się napić, ale skończyło się na tym, że znów zwymiotował zawartość żołądka.

Do Hanshi wszedł zawołany medyk, a widząc zawartość żołądka mężczyzny, natychmiast do niego dopadł.

- Zewu-Jun, proszę byś wzmocnił go swoją energią duchową. - zaraz też zaczął wyciągać ze swojej sakiewki leki, które zalał wodą i podał Meng Yao do picia - Proszę to wypić paniczu. Pomoże oczyścić twój organizm. - pomógł mężczyźnie napić się i przytrzymał mu miednicę, gdy jego drobnym ciałem wstrząsnęły kolejne torsje.

- Zewu-Jun, już wiem dlaczego nie umarł od takiej dawki, musiał być regularnie podtruwany i to od dłuższego czasu. - powiedział poważnie, a Lan Huan westchnął ciężko, przybierając poważny wyraz twarzy. Dobrze wiedział kto jest za to odpowiedzialny, żałował jedynie, że nie może tego jeszcze udowodnić.

- Dlatego był podatny na sugestię, powtarzał jedynie te kilka zdań i wykonywał proste rozkazy. W normalnym przypadku efekt działania narkotyku nie byłby tak mocny, nie wspominając o tym, że taka dawka zwyczajnie by go zabiła. - kontynuował medyk, cały czas pojąc Meng Yao lekiem, aż jego wymiociny, nie przybrały normalnego koloru, wtedy podał mężczyźnie lek na uspokojenie wymiotów.

- Miałeś dużo szczęścia paniczu.

Yao współpracował z medykiem, czymkolwiek nie było to świństwo to chciał się go pozbyć, wciąż miał dreszcze, a jego skóra była biała jak papier. Oczy miał lekko zamglone i niewyraźne od kolejnych wymiotów, miał wrażenie, że nie było im końca. Gdy te tortury wreszcie ustały, siedział taki zmarnowany i zmizerniały na skraju łóżka. Wbił wzrok w podłogę, gdy ostrość jego widzenia wróciła.

- Pamiętam, że gdy dostałem herbatę bardzo zaczęła boleć mnie głowa. Miałem ochotę wyrwać sobie włosy z głowy, a potem nie pamiętam już nic. - wyszeptał niemrawym głosem, umęczony tym wszystkim niesamowicie. Dopiero po chwili dostrzegł własny pierścionek zaręczynowy wbity w deski, a to sprawiło, że w jego oczach pojawiły się łzy. Zaczynał się domyślać, że został obrzydliwie wrobiony, a teraz... Znów stracił wszystko. Jego zapał i chęci do życia skróciły się do minimum.

- Co to za szczęście... Skoro straciłem wszystko... - wyszeptał słabo.

- A-Yao, nie martw się pomogę ci to wszystko wyjaśnić, obaj zostaliśmy wrobieni. - wskazał na swoją twarz na której wciąż widniała pamiątka po Mingjue - Teraz jednak muszę cię prosić byś został w Zaciszu Obłoków. Tu będziesz bezpieczny. - nie przestawał przesyłać mu swojej energii duchowej, a medyk podał mu zioła na wzmocnienie - Mingjue musi ochłonąć. Nie wiń go proszę za to. - wskazał na wbity w ziemię pierścień. Nie chciał mu mówić co dokładnie tutaj zaszło, chociaż dobrze wiedział, że prędzej czy później będzie musiał to zrobić, a znając przyjaciela spodziewał się, że nastąpi to szybciej niż powinno. Sam nie był pewien kogo w tej awanturze było mu najbardziej szkoda. Siebie, bo oberwał za niewinność i dobre chęci? Meng Yao, któremu zostało zabrane wszystko i znów przypięta łatka zdrajcy? Czy może Mingjue, który został w tak okrutny sposób oszukany i zdradzony, ale nie przez tych przez których uważał?

MDZS - Nie Mingjue x Jin GuangyaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz