Jue spojrzał za dosłownie uciekającym kochankiem, a posłaniec czmychnął zaraz za Meng Yao, najwyraźniej nie chcąc narażać się na gniew lidera sekty.
- Głowa go kurwa boli. - warknął i pieprznął Baxią o ziemie - A tak pięknie się zapowiadało.
Wkurzony zaczął się ubierać i poprawiać włosy.
- Cały dzień prowokowania, by czmychnąć przy najbliższej okazji. - mruknął pod nosem i zabierając Baxie, wyszedł z Fangzi. Gdy doszedł na główny plac, jego żołnierze faktycznie już czekali, więc wymówka Huaisanga nie była taka najgorsza.
- Liderze sekty! - jeden z dowódców podszedł po niego - Widzę, że panicz Nie przekazał ci informację, wojsko jest goto... - mężczyźnie nie dane było dokończyć swojej wypowiedzi. Musiał zająć się zbieraniem swoich zębów z ziemi i to dosłownie. Mingjue znalazł winnego całej sytuacji i czystym odruchem było przyłożenie mężczyźnie. Dopiero po chwili się zreflektował, że chyba nie powinien tego robić.
- Wybacz. To było silniejsze. - pomógł dowódcy podnieść się z ziemi i zauważył, że najbliżej stojąca grupa cofnęła się dość znacznie.
Mingjue właściwie nie zdziwił zbytnio ten widok, czego on mógł się spodziewać jak bez ostrzeżenia, posłał jednego z ludzi do siedziby medyków. Ale to nie do końca była wina Jue, gdyby nie dowiedział się, że to właśnie ten mężczyzna jest winny temu, że Meng Yao uciekł mu z sypialni, to zwyczajnie nikt by nie ucierpiał. Bez słowa wzbił się w powietrze, a żołnierze podążyli za nim. Zabrał ze sobą jedynie jedną trzecią wojska, reszcie nakazując pilnowanie Nieczystej Domeny jak i samego Guangyao.Po dość długim locie wylądowali w okolicach jednej z wiosek, w pierwszej kolejności Nie Mingjue chciał zająć się tymi najbardziej niebezpiecznymi stworami, a według wszelkich raportów największe spustoszenie siała aktualnie grupa żywiołaków, właśnie gdzieś w tej okolicy. Już miał rozdzielić zadania, gdy usłyszał jak jeden z mężczyzn zaczyna sobie z niego żartować, a konkretnie z faktu, że ich lider jest wściekły bo Meng Yao czmychnął mu z sypialni. Nim ktokolwiek zdążył się zareagować, mężczyzna leżał lekko ogłuszony na ziemi.
- Zabrać do Domeny. - mruknął Nie i ruszył przed siebie.
Dość szybko rozprawili się z żywiołakami, zapewniając spokój okolicznym mieszkańcom, żaden z żołnierzy nie został też zraniony przez nie. Nie można było jednak powiedzieć, że nie było strat w ludziach, a wszystko za sprawą Nie Mingjue. Tylko w tym jednym miejscu wysłał z powrotem do Nieczystej Domeny kolejne trzy osoby w stanie wymagającym pilnego kontaktu z medykiem.
Kolejne zadania szły wyjątkowo dobrze, Mingjue nie musiał już nikogo więcej wysyłać do medyków. Z jakiegoś dziwnego powodu jego żołnierze zachowywali się wyjątkowo cicho i utrzymywali bezpieczny dystans pomiędzy nimi, a swoim liderem.
***Yao szedł zadowolony z siebie i aż się zatrzymał słysząc huk uderzenia. Obejrzał się przez ramię, a widząc, że jeden z dowódców właśnie dostał w pysk, za samo odezwanie się, podwinął swoją szatę i przyspieszył kroku, żeby tylko jak najszybciej spieprzyć z miejsca. To było dość zabawne, pomijając fakt, że osoba niewinna dostała w twarz. Ale samo rozdrażnienie Mingjue było piekielnie zabawne i przyniosło mu dużo satysfakcji. Już sobie wyobrażał co będzie kiedy ten wróci. Gdy wszedł do głównej sali,faktycznie siedziała tam dwójka młodych ludzi ubranych w ślubne szaty. Ten widok mocno go zaskoczył bo ostatnie czego się spodziewał to taki widok o tej porze. Usiadł więc przy dużym stole i spojrzał na nich w ciszy. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć para się ożywiła.
Zaczęli opowiadać o tym ,jak zostali napadnięci gdy ich powóz kierował się do jego rodzinnych stron. Jak zrozumiał sam Yao, panna młoda miała zamieszkać z mężem w jego rodzinnych stronach poza sektą. Pochylił się lekko i powoli drapał po brodzie w zastanowieniu.

CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...