Nie Mingjue nie bardzo wiedział jak miałby się na niego złościć. W końcu to był jego młodszy brat, który chciał go tylko pomścić. Czy mógł go za to winić? Osobiście ścigał by łajdaka, który ośmieliłby się podnieść rękę na Huaisanga. Ruszył pewnym krokiem w jego stronę, a gdy był tuż przed nim zagarnął go w swoje ramiona i przytulił do siebie w niedźwiedzim uścisku.
- Jesteś liderem. Zwyczajnie potrzebujesz pomocy. Meng Yao ma rację, nigdy nie byłeś tego uczony i za to cię przepraszam. - odsunął go kawałek od siebie i spojrzał uważnie w jego oczy - Twoje zniknięcie sprawi tylko tyle, że będę się martwił.
Sang dał się przytulić bratu, a sam trzymał się go mocno. Nie widział go tyle czasu, długo nosił po nim żałobę, a teraz mógł w końcu znów poczuć go blisko. Jednocześnie samemu czując się spokojniej i bezpieczniej.
- To nie tak...- zaczął powoli i odetchnął. - Nie mam zamiaru tak całkowicie zniknąć, po prostu wolałbym zajmować się czymś innym. Czymś w czym jestem dobry. - Przyznał uśmiechając się nieśmiało i podrapał lekko w kark. - Dlatego wolałbym abyś ty zajął się sektą.
Jue westchnął i pokręcił głową, czego on się właściwie spodziewał? Sang nigdy nie palił się do rządzenia sektą, a on nigdy też go do tego nie gonił. Jednak teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, nie był pewien czy oddanie mu władzy będzie dobrze odebrane w świecie kultywacji.
- Huaisang, Nieczysta Domena należy teraz do ciebie, będę ci pomagać i nauczę cię tego co powinien wiedzieć lider. Pomogę postawić ci ją ponownie na nogi i będę prowadzić treningi wojska, zajmę się też nocnymi łowami. Jednak cała reszta będzie zależna od ciebie. - spojrzał na niego uważnie - Nie licząc sprawy związanej z Meng Yao. - dodał, woląc samemu decydować o byłym liderze sekty Jin.
Młodszy patrzył na niego załamany, a im dłużej go słuchał tym bardziej zbierało mu się na płacz. Jego wargi wygięły się w podkówkę, a on sam patrzył na niego ze łzami w oczach.
- Ale DaGe... Ja już robiłem to wystarczająco długo, ja nie chcę, ja nie potrafię... - płakał łapiąc je jego ręki i osuwając się na kolana, błagając go wręcz żeby ten sam zajął się sektą - DaGe... ja się nie nadaje, to dla mnie za trudne, to mnie wykańcza - trzymał mocno jego rękę i wył niczym małe dziecko, licząc tylko na to, że ten się zgodzi i będzie mógł odpocząć, zająć się sobą, a przy okazji planem pozbycia się tego karalucha po raz kolejny.
Nie Mingjue zastanawiał się czemu im się tak daje. Czasami mógłby przysiąc, że uczyli się od siebie jak na niego wpłynąć. Podniósł brata do góry postawił na nogach.
- Nie płacz. Zrobię to pod jednym warunkiem. Zostawisz A-Yao w spokoju. - wolał mu nie mówić dlaczego o to prosi, obawiał się jednak, że Sang wiedział o jego uczuciach jeszcze lepiej niż on sam.
Dodatkowo jeśli Jue miał się zajmować sektą to nie chciał musieć pilnować tej dwójki. I tak spodziewał się, że życie z nimi w Qinghe będzie dość nerwowe. Dawał im najdalej tydzień jak znów zaczną między sobą wojny.
Sang na moment się uspokoił słysząc słowa starszego brata. Ulżyło mu, że chociaż z tym będzie miał spokój, a sam będzie mógł zająć się samym sobą i... Chengiem. Uśmiechnął się słabo i podniósł się z ziemi.
- Wszystko co tylko zechcesz . - powiedział, choć co do tego ostatniego nie był pewien. To wolał zostawić dla siebie - Dziękuję DaGe- zawołał zapłakany i rzucił mu się na szyję, zmarszczył brwi lekko i otarł swój nos - Jesteś najlepszy. - uśmiechał się słabo i z dziecięcą radością wtulił się w jego tors. - Cieszę się, że wróciłeś.
![](https://img.wattpad.com/cover/282155756-288-k647176.jpg)
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...