2. Wyjście z grobu.

208 24 12
                                    


-Ty jesteś niebezpieczny. I cholera wie, co tym razem wymyślisz. Od dziś mam cię cały czas na oku. Wracasz ze mną do Qinghe, aż nie wymyślę, co z tobą zrobić. - prychnął na uwagę o swojej poczytalności i aż zatrzymał się w miejscu słysząc, że ma go łapać za tyłek - Jak któryś z nas jest tu niepoczytalny to ty. Po cholerę mam cię łapać za tyłek? Odbiło ci? To, że w tej pozycji mam do niego dostęp nie znaczy, że normalnie chciałoby mi się do niego schylać. - powiedział do Yao i zaraz podrzucił go na ramieniu - Skończyłeś? - Nie Mingjue zastanawiał się jak takie małe cholerstwo może mieć tyle siły w rękach, dobrze, że nogi mu blokował, bo Meng Yao próbował i nimi wierzgać. - Wiś grzecznie, bo spadniesz. Daj mi znaleźć wyjście. - mruknął już tym znudzony - Dlaczego to ja muszę się z tobą męczyć? - zapytał w przestrzeń.

Czy on właśnie zasugerował mu, że jest brzydki? Yao sam nie był pewien, bo wiedział jedynie, że na jednej kłótni się nie skończy. Zazgrzytał lekko zębami i uderzył go ostatni raz pięścią bo zwyczajnie bolały go już dłonie. W efekcie tylko oparł się łokciami o jego plecy, a brodę oparł na pulsujących od uderzeń dłoniach. Od tego podrzucania bolał go już brzuch więc postanowił na chwilę dać sobie spokój.

- Chyba cię coś swędzi jeśli myślisz, że wrócę z tobą do Qinghe. Wracam do Lanling, koniec kropka. Na jaką cholerę mam wrócić do ciebie? Nie ma takiej opcji. - szarpnął nogami wbijając mu bardziej łokcie w plecy - Z tego co pamiętam ,sam wciągnąłeś mnie do grobu kiedy świątynia się waliła. Sam jesteś sobie winny, a teraz jeszcze na mnie narzekasz... Nienawidzę cię. - wybuczał pod nosem i tak się kręcąc i wiercąc bo to jego cholerne ramię go gniotło w brzuch i biodra - Zresztą, pierwsze słyszę, żebyś nie chciał dotykać ani patrzeć na mój tyłek. Słyszałem, że jesteś ciepły. - uśmiechnął się złośliwie - Ciekawe co powie świat kultywacji kiedy dowie się, że Bestia z Qinghe to obcinacz rękawów, co? - mamrotał byle go zirytować. Sam był wkurzony, chciał tylko wrócić do domu. Martwił się o swojego bratanka. Choć zaczynał szczerze wątpić, aby był mile widziany choćby tam.

Mingjue roześmiał się lekko na jego wywody.

- Ustalmy sobie coś Meng Yao, nie pytałem cię o zdanie, czy wracasz ze mną czy nie. Zwyczajnie jestem większy i nie zamierzam się przejmować twoimi protestami. To raz. Nawet jeśli wciągnąłem cię ze sobą do grobu, to nie wiem po jaką cholerę, ktoś nas razem grzebał. To dwa. Też za tobą nie przepadam, zgadniesz może czemu? To już jest trzy. A cztery. Naprawdę myślisz, że ktoś ośmieliłby się mi powiedzieć cokolwiek?

Guangyao musiał mu przyznać rację w tym, że był tym silniejszym i wyższym, ale Yao był sprytny i nigdy nie żałował swojego intelektu w takich momentach. Może i był mały, ale zwinny, szybki i miał naprawdę rozwinięty mózg, w porównaniu z tym na którym wisiał. Jednak drażnił go fakt, że Mingjue mówił mu pierwszym imieniem. Przecież już nie był Meng Yao, a został mianowany, Jin Guangyao. Czy tak ciężko było to zapamiętać temu karkowi? Choć przy rozmiarze jego mózgu, mógł być to dość skomplikowany proces.

- Skończyłeś się wiercić? Wkurzasz mnie tym. A wracając, odezwał się. Żonę dla picu sobie wziął. Ja się z tym przynajmniej nie kryję jak inni.- mruknął rozbawiony i zaraz strzelił go w tyłek, gdy ten zaczął się znów kręcić. Stanął w miejscu natrafiając na litą skałę. - No geniuszu, to co dalej? - zrzucił go z ramienia, łapiąc w powietrzu i stawiając na ziemi, przezornie trzymając go za ramię, by ten nie mógł mu uciec.

- A skąd ty wiesz o...?! - zaczął wybuchając na moment, ale zaraz się zamknął. To nie tak, że się ukrywał. Został okłamany, a ostatecznie ożenił się z własną siostra. Urażony tym faktem nie odezwał się, aż z jego ust nie uciekł przeciągły jęk, gdy został bezczelnie klepnięty w tyłek. I to nie tak delikatnie, Nie miał wielkie, ciężkie łapska.

MDZS - Nie Mingjue x Jin GuangyaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz