Młodszy spojrzał na starszego brata i oparł się na ręce przyglądając mu.
- Nie chce nic mówić... Ale Wei Wuxian wziął ślub z Lan Wangji. - mruknął nie rozumiejąc co w tym niemożliwego. Szczególnie jeśli tamtym się udało, to czemu ten by nie mógł. Przysunął do ust słój z winem.
Mingjue machnął ręka jakby odganiał natrętną muchę, gdy ten mu o tym mówił. Owszem słyszał już te rewelacje, ale Sang chyba nie bardzo zrozumiał o co mu chodzi. Nie martwił się o to jak ślub zostałby odebrany przez innych, obawiał się, że to raczej Meng Yao nie będzie chciał wziąć ślubu z nim.
- Nie wiem co ci powiedzieć... Jesteście dziwni. - stwierdził krótko Sang i dopił alkohol ze słoja - Naprawdę dziwni. - opadł na deski obok brata wbijając wzrok w sufit. - Gdyby to był ktoś inny, może nawet pomógłbym ci sobie z tym poradzić - stwierdził cicho i zamknął oczy.
- Wystarczy, że nie będziesz chciał go wysłać na tamten świat. To mi w zupełności wystarczy. Z Meng Yao poradzę sobie sam. - powiedział pewnie, chociaż nie był do końca pewny czy tak właśnie będzie.
Ta prośba była chyba jedyną, która była trudna do spełnienia szczególnie Nie Huaisanga, ale w odpowiedzi tylko pokiwał głową i nie powiedział nic więcej. Zabrakło mu komentarza aby to podsumować, bo najwyraźniej Yao wciąż dawał kosza jego bratu. Poniekąd czuł ulgę i liczył na to, że nic z tego nie będzie. Wciąż jednak widział, że jego brat jest zdesperowany pod tym względem. Tak jak wcześniej nie było to tak silne, tak teraz miał wrażenie, że staje się to jego obsesją. Opuścił wzrok w ciszy po czym wstał.
Kiedy Sang zaczął się podnosić, Jue sam też podniósł się z desek. Musiał wrócić do Yao i sprawdzić jego stan.
- Jestem zmęczony po podróży. Pójdę do siebie - zapowiedział poprawiając szaty. - Zobaczymy się później. Liderze Sekty. - zaintonował to ostatnie specjalnie, aby zaraz ukłonić się przed nim ze słabym uśmiechem.
- To ty jesteś lide... - spojrzał karcąco na młodszego - Huaisang pokłoń mi się jeszcze raz, a znów będziesz liderem. - ostrzegł go groźnie i razem z nim ruszył w stronę wyjścia z wielkiej sali. Jeszcze raz pożegnał się z bratem i skierował swoje kroki w stronę Fangzi.
Stojący przed drzwiami generał pokłonił mu się i otworzył przed nim drzwi. Nie Mingjue skinął mu głową i wszedł do środka. Z cichym westchnieniem usiadł na łóżku i sprawdził stan młodszego. Zdecydowanie było lepiej niż wcześniej, ale nie na tyle dobrze, by nie musiał się o niego martwić.
Meng Yao nie był pewien ile godzin tkwił w tym stanie. Jednak trwało to wystarczająco długo aby czuł się gorzej. Mimo, że spał to część jego świadomości w jakiś sposób wróciła. Słyszał wyraźnie kroki w pokoju, szepty czy otwierające się drzwi wejściowe do Fangzi. Czuł, że zajmuje się nim lekarz, słyszał jak mówił coś o igłach które niedługo wyciągnie. Zacisnął ledwie widocznie palce dłoni, nie mogąc robić nic innego, niż leżeć bezczynnie.
Nie Mingjue nie spał w przeciwieństwie do Meng Yao. Pilnował go cały czas, przesyłając mu swoją energię duchową, by organizm młodszego mógł się szybciej zregenerować. Przyniósł miskę z wodą i wygonił strażników na zewnątrz, nie chciał by ktokolwiek oglądał nagie ciało młodszego, zwłaszcza, że ten był kompletnie nieprzytomny. Obmył je delikatnie, po czym okrył go pościelą, nie chcąc w jakikolwiek sposób podrażnić rany młodszego, gdy będzie go ubierać. Gdy skończył usiadł obok i zaczesał mu za ucho pasmo włosów, wpatrując się w tą spokojną, uroczą i śpiąca twarz.
- Gdybyś tylko wiedział. Ciekawi mnie jak byś zareagował. Pewnie byś znów mnie wyśmiał. - powiedział cicho, by i tak nikt go nie usłyszał, chociaż był w tym momencie kompletnie sam z nieprzytomnym mężczyzną.
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...