Westchnął ciężko i zaraz z cichym piskiem wzleciał w górę i złapał się kurczowo szyi mężczyzny niemal wtulając w nią. Ukrył się w jego ramionach i zacisnął powieki obawiając się, że szybko wyląduje na ziemi. Tak się jednak nie stało, a jego drobne ręce kurczowo trzymały się starszego. Zacisnął palce na jego karku i uniósł głowę powoli, gdy już miał pewność, że jest trzymany.
- Ty jesteś chory psychicznie... - stwierdził bez chwili namysłu i złapał się go mocniej na słowa o lataniu - Nie, nie, nie! Księżniczka nie lubi latać..! - zawołał i dość szybko poprawił się w jego ramionach aby znaleźć się przodem do niego i wczepić w jego ciało jak kleszcz. Trzymał się go tak mocno, bo bał się, że runie z wysokości na ziemię. Schował twarz w jego szyi, obejmując za nią mocno. Bał się wysokości, dlatego nigdy sam nie latał. Zacisnął palce na jego włosach będąc gotowym pociągnąć go za sobą gdyby wpadł na pomysł wyrzucenia go.
Mingjue z zadowoleniem przyjął jego strach i kolejne wyzwiska, gdy podrzucił go do góry. A z całkowitym rozbawieniem przyjął jego przesadną reakcję, na wzbicie się w powietrze.
- Ty normalny jesteś? Złaź ze mnie kleszczu. - próbował go od siebie odczepić, zły na siebie, że nie przerzucił go po prostu przez ramię - Zachowuj się. Jakim cudem ty byłeś liderem sekty, jak ty się latać boisz?
Syknął cicho, gdy poczuł jak ten łapie go za włosy, wcale nie delikatnie je ciągnąc. Trochę zrobiło mu się głupio, bo mężczyzna w jego ramionach wydawał się być naprawdę przerażony. Złapał go dłonią w talii, mocniej przyciskając do siebie. Zaraz jednak przeszła mu cała litość, gdy dotarło do niego, kogo właściwie trzyma w ramionach. Byli już dość wysoko, wznosząc się ponad korony drzew.
Jue zatrzymał się w powietrzu i z wrednym uśmiechem spojrzał na niego.
- To jak księżniczka boi się latać, to może mam zlecieć na ziemię? - po czym pozwolił swobodnie opadać swojej szabli, gdy obaj z dużą prędkością runęli w dół, tylko po to, by Nie Mingjue zatrzymał się metr nad ziemią.
Jak on go nienawidził. Meng Yao miał lęk wysokości, nigdy nie wskakiwał na swój miecz i nie latał właśnie z tego powodu. Zwykle poruszał się pieszo, konno albo w konwoju. A teraz był na łasce mężczyzny, który równie mocno, go nienawidził.
- Nawet nie próbuj...- powiedział unosząc lekko głowę by zobaczyć na jakiej wysokości się znajdują. Widząc jak wysoko są wręcz pobladł. Sam swobodny opad skwitował głośnym piskiem i zaciśniętymi ramionami wokół jego szyi. Jego ciało drżało z przerażenia, ale nie miał na to większego wpływu... Zwyczajnie był przerażony. Rozpłakał się jak dziecko i oparł czoło na jego obojczyku.
Jue doszedł do wniosku, że chyba trochę przesadził, gdy ten się rozpłakał trzęsąc się przy tym, nie znosił go i najchętniej skrócił o głowę tego kurdupla, ale nawet jemu było go teraz trochę szkoda. Ale tylko przez chwile.- Jesteś taki okropny... - wyszeptał Yao łamiącym się głosem i klepnął go w plecy lekko bo na tyle miał sił. Zastanawiał się co mogłoby go równie mocno upokorzyć co i jego. Zagryzł lekko policzek od środka i przysunął się do jego warg aby je cmoknąć. - Mam nadzieję, że udusisz się moim jadem - wybuczał pod nosem zaciskając mocno palce z przestrachu na jego szatach.
Mingjue niemal spieprzył się z szabli, gdy ten... Kurwa przecież on go pocałował. Złapał równowagę i wylądował na ziemi.
- Złaź! Ty jesteś psychiczny. Drzesz się jak opętany, a później odstawiasz takie cyrki, złaź mówię. Nie będę w ten sposób z tobą leciał! Wracasz na ramię kurduplu. - trzymał go za kołnierz szaty, próbując od siebie odciągnąć, jednocześnie nie chcąc by ten mu uciekł - Złaź do cholery mówię! - warknął na niego wściekle. Dobrze, że nikt ich teraz nie widział, piękną miałby opinię, gdyby ktoś zobaczył jak nie radzi sobie z Meng Yao, uczepionym jego szat.
Młodszy złapał się go mocniej obawiając się, że zaraz spadnie. Nie miał zamiaru dać się ściągnąć, nie ufał mu ani trochę. Wciąż jego twarz nosiła ślady łez, a oczy były zaszklone ze strachu.
- Sam jesteś psychiczny! Cholerny socjopata bez szyi!- wrzasnął i trzymał się na tyle mocno na ile umiał, nie mając zamiaru puścić ani na milimetr. - Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało! Żałuję, że nie umarłem wtedy pod schodami, miałbym przynajmniej święty spokój! - wyszarpał się i złapał jego włosów ciągnąc go za nie w tył.
Nie zaczynał przywykać do ciągłych wyzwisk z jego strony. Już miał zamiar zacząć się z nim kłócić ponownie, gdy lekko zamarł słysząc jego słowa. Czegoś takiego to jednak się nie spodziewał, jak mógł mu powiedzieć, że był najgorszym co go w życiu spotkało?- Odczep się w końcu ode mnie! Przestań się znęcać nade mną i mnie zostaw! - wrzasnął Meng Yao okładając go rękami, szarpiąc, kopiąc i gryząc przez materiał. Był teraz jak wściekły, mały kot którego ktoś oblał wodą. W końcu się go puścił w ferworze walki o własne resztki godności.
Starszy próbował go przez chwilę uspokoić, ale ten wpadł w jakiś dziwny szał. Zaczął go bić i krzyczeć na niego, szarpał się na wszystkie strony i Nie Mingjue było coraz ciężej go utrzymać.- Cholerny idiota! - Guangyao szarpał się i kręcił by w końcu paść. Impetem na ziemię. Przez to szarpanie sam się wyszarpał z wierzchniej części szaty lądując na twardym podłożu. Jęknął głucho z bólu i złapał się za plecy. Skulił się mając wrażenie, że właśnie ktoś mu złamał kręgosłup, a przy okazji wyciągnął płuca odbierając oddech, którego po upadku nie potrafił za nic złapać.
Nie Mingjue cholernie się zdziwił, gdy młodszy wylądował z impetem na ziemi, nie trzymał go jakoś wysoko, ale ten najwyraźniej upadł w jakiś dziwny sposób. Sam stał dalej, a w ręku trzymał jego szatę wierzchnią. Cóż może faktycznie trochę przesadził. Schylił się do niego szybko i oparł go o swoje ramię.
Yao przez moment nie wiedział co się działo. Miał mroczki przed oczami, a jego umysł na moment pociemniał. Dopiero po chwili otworzył oczy i czuł jak jest trzymany w ramionach Jue.- A-Yao popatrz na mnie. Przepraszam. - przyłożył rękę do jego klatki piersiowej - No już oddychaj. - chwilę później, gdy młodszemu udało się złapać oddech sam odetchnął z ulgą. Posadził go na ziemi i założył na niego zewnętrzną szatę. Było mu trochę głupio, że doprowadził Meng Yao do takiego stanu. Podniósł go na ręce i darował sobie wzbijanie się w powietrze, skoro wcześniej niósł go taki kawał to teraz też da radę.
Guangyao lekko nieprzytomnie spojrzał na twarz starszego, gdy udało mu się odetchnąć pełna piersią. Złapał się jego szaty aby nieco unieść i oparł policzek o jego tors oddychając ciężko. Jego przeprosiny nieco zbiły go z tropu, ale w końcu sam się zreflektował. Także sam przegiął.
- Jue... - zaczął cichym głosem aby w końcu objąć go wokół szyi i na moment przytulić w jego ciało. Cóż, był w słabym stanie i zwyczajnie tego potrzebował. Niezależnie od tego jak bardzo działał mu na nerwy - Bo to co powiedziałem, to wcale tak nie myślę. Trochę się wściekłem. - mruknął czując się źle z tym co powiedział. Przecież nawet tak nie myślał, był mu cholernie wdzięczny za tamten ratunek gdy go znalazł. Za to jak się nim zajął i jak o niego dbał, choć po drodze mieli trochę nie najlepsze stosunki... - Ja też przepraszam za to co powiedziałem, w porządku? - mruknął i spojrzał na niego zbolałym wzrokiem. Jak nic jego plecy będą całe sine. - Ale to nie zmienia faktu, że cię nie lubię. - wymamrotał i skrzyżował ręce na torsie co zaraz spotkało się z syknięciem, kiedy tylko bardziej napiął mięśnie pleców. - Brutalny jak zawsze. - lekko go pacnął w tors nie mając aktualnie sił na kolejną szarpaninę ze starszym. Pokręcił nosem i opuścił głowę poniekąd nieco kuląc się w miejscu. Oparł policzek o jego obojczyk nie odzywając się na ten czas ani słowem. Przynajmniej na razie. Czuł się senny po tym wszystkim, a i jeszcze bardziej głodny. Liczył, że ten już nie wpadnie na pomysł aby się unosić, bo wtedy chyba już padnie na zawał.
- Cicho już bądź. To, że cię przeprosiłem i niosę na rękach nie sprawi, że zmienię swoje zdanie o tobie. - mruknął - Nie jestem brutalny. A przynajmniej nie zawsze. - mruknął pod nosem i ruszył w kierunku Nieczystej Domeny - Nie myśl sobie, że zamierzam odpuścić w sprawie twojej kary. Najpierw mam zamiar dowiedzieć się jakim cudem, żyjemy i ostrzegam jeśli masz z tym coś wspólnego to nie ręczę za siebie. A później grzecznie odpokutujesz wszystkie winy i nikt nie będzie wstanie cię ochronić.
Sam marsz trochę mu zajął, ale nie zamierzał już lecieć, miał dość jego krzyków, gadania i płaczów. Teraz młodszy wydawał się być obrażony i po prostu dał się nieść w ciszy, bez zbędnego wyrywania się.

CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fiksi Penggemar✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...