53. A to wszystko przez demoniczne kaczki.

82 20 3
                                    



Gdy tylko Mingjue wsiadł na konia sam oddalił się aby wsiąść na swojego i wyjechać na przód eskorty.

- Cel jest prosty, mamy dotrzeć do miasta bezpiecznie. Pilnujcie młodego panicza Songa i uważajcie po drodze aby nie wjechać w żadną dziurę. Za wszelką cenę chronić Lidera. - gdy odpowiedziało mu ciche tak jest, aby nie zbudzić chłopca sam Tang ruszył na przodzie prowadząc wszystkich w kierunku miasta w jakim znajdują się aktualnie bracia Lan. Liczył jednak, że uda im się dotrzeć na miejsce nim tam zacznie tętnić życie. Nie chcieli zwracać na siebie większej uwagi. To mogło sprowadzić niepotrzebne niebezpieczeństwo dla chłopca.

Mingjue nie był pewien czy on sam wymaga jakiejkolwiek ochrony, zdecydowanie wolał by cała ochrona została poświęcona A-Songowi, on mógł się bronić sam. Jednak skoro zostawił przewodzenie Tangowi, nie zamierzał się z nim kłócić. W ten sposób on jechał przed powozem, a wokół jechała reszta eskorty.

Zaczynał się zastanawiać jak potężny jest ten spisek, skoro jego generał podjął, aż takie środki ostrożności. Najwyraźniej wrócił do życia tylko po to by musieć o nie walczyć, a jego przeciwnik nie działał otwarcie. Większość trasy pokonali w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie stukotem kopyt i cichym parskaniem koni. W pewnym momencie musiał przesiąść się do powozu, ponieważ A- Song nie dawał się w żaden sposób uspokoić mamce.

Na moment zatrzymali marsz aby Mingjue mógł pójść do dziecka. Generał przejął konia lidera prowadząc go obok siebie. Nikt nie rozmawiał, nikt również nie hałasował mając na względzie odpoczynek małego panicza i jego spokój.

Gdy dotarli do miasta, generał Tang mimo zmęczenia poprowadził wojsko do odpowiedniej gospody. Zszedł z konia i uwiązał przy gospodzie, gdzie zwierzęta mogły zjeść i napić się. Od razu podszedł do powozu aby otworzyć drzwiczki i wypuścić Mingjue wraz z dzieckiem. Wiedział, że jest zimniej niż w powozie dlatego zdjął z ramion swoją narzutę podając ją mamce aby mogła okryć dokładnie dziecko.

- Proszę Liderze. - wskazał mu drzwi i ukłonił się przed nim prowadząc go zaraz go środka.

Mingjue wyszedł jako pierwszy z powozu zaciągając się zimnym i rześkim powietrzem. Zaczekał, aż mamka okryje A-Songa i przejął od niej chłopca, który znów zaczynał marudzić, nie czując jego bliskości.

Skinął generałowi głową i ruszył za nim by wejść do gospody. Jak dla niego w środku było odrobinę za ciepło, zdecydowanie wolał chłód poranka, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to generał zadbał o odpowiednią temperaturę, dla młodego panicza. Oddał mężczyźnie jego narzutę, a zaraz jego wzrok skierował się na schody, po których schodziły dwie postacie odziane w szaty sekty Lan. Powiódł wzrokiem na ich twarze, zatrzymując wzrok na przyjacielu. Chociaż nie był pewien czy nie powinien już używać sformułowania "dawnym".

Lan Huan zszedł na dół wraz z bratem, ledwie dostali informacje o spotkaniu z Liderem Nie. Xichen mimo całej tej otoczki i tego jak dostał w twarz, patrzył na przyjaciela łagodnie. Delikatny uśmiech wkradł się na jego usta. Dobrze rozumiał, że ten nie był sobą. Nie miał mu tego za złe.

- Dobrze cię widzieć przyjacielu. - odparł spokojnym i łagodnym głosem po czym wskazał brodą górę. Odwrócił się na schodach aby ruszyć do góry, do zajmowanej przez nich sali.

Mingjue dosłownie poczuł jak jeden z ciężarów spada mu z serca. Odwzajemnił uśmiech i skinął mu głową na powitanie.

- Ciebie również dobrze widzieć Bracie. - zaraz też ruszył za nimi na górę, trzymając chłopca blisko siebie. Szczerze wątpił by którykolwiek z tej dwójki miał mu za złe, że zabrał ze sobą dziecko. Jeśli miał liczyć na czyjąś wyrozumiałość to właśnie na tą braci Lan. A jeśli nie... To nie zamierzał się i tak tym przejmować.



MDZS - Nie Mingjue x Jin GuangyaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz