GROBOWIEC NIE MINGJUE
Nie Mingjue otworzył oczy.Właściwie wydawało mu się, że je otworzył. Nie. Zdecydowanie były otwarte, po prostu miejsce w którym się znajdował było piekielnie ciemne.
Spróbował poruszyć się na boki, jednak to w czym leżał było ciasne. Na Niebiosa obudził się we własnej trumnie? I zdecydowanie nie był tu sam, coś lub ktoś na nim leżało. Przejechał dłonią po tym czymś i ze zdziwieniem stwierdził, że jest to zapewne osoba.
Zebrał w dłoni duchową energię i uderzył w ścianę trumny. Dopiero po trzecim uderzeniu ta się rozpadła. Nie na wiele mu się to jednak zdało.
- Kto do cholery chowa trumnę, w trumnie?! - warknął wściekły.
Przynajmniej miał trochę więcej miejsca i mógł zepchnąć z siebie śpiącą na nim osobę, zastanawiał się jak można mieć tak twardy sen, by nie obudzić się, gdy ktoś obok demoluje trumnę w której leżysz.
Tym razem potrzebował pięciu naprawdę porządnych uderzeń, by kolejna trumna się rozpadła. Do środka wpadło nikłe światło pochodni. Złapał za kołnierz swojego towarzysza niedoli i wyszedł z trumny trzymając drugą osobę w powietrzu. Był bardzo ciekaw kto miał takiego pecha, by zostać z nim pochowanym.
Uniósł śpiocha do góry, tak by oświetliły go światła pochodni - To chyba jakiś żart. - powiedział widząc, że trzyma w ręku Meng Yao.
Jin Guangyao trochę zajęło nim doszedł do siebie i otworzył oczy. Nie wiedział co się dzieje, gdzie się znajdował? Uderzył go smród stęchlizny i kurzu. Przez to, aż kichnął i zaczął się kręcić będąc w dziwnym zawieszeniu. Co on tu robił? Spojrzał w dół dostrzegając, że nie stoi, ani nie siedzi, zwyczajnie wisi w powietrzu.
To dało mu do myślenia. Czy nadal był duchem i lewitował? Coś się mocno nie zgadzało...
Podniósł wzrok, a z jego ust wydobył się krótki okrzyk na widok Nie. Choć być może bardziej brzmiało to jak pisk małej, wystraszonej panienki. Ale kto by się nie wystraszył, jakby po śmierci miał taki widok? Mingjue nie należał do przyjemniaczków jeszcze przed śmiercią, a po śmierci, też nie wyglądał jak ktoś kto przywita cię z kwiatami i szczęśliwym uśmiechem. Yao już wewnętrznie panikował. Skąd mógł wiedzieć co go czeka?
- To chyba jakiś żart! - powtórzył niemal słowo w słowo za tamtym i zaczął się mocno szarpać próbując wydostać spod jego ręki. To nie było też specjalnie łatwe. Nadal miał tyle siły czy to już stężenie pośmiertne? Nie miał pewności co do tego. Ale do jednej rzeczy już pewność miał... Miał duży problem. Taki, co najmniej dwumetrowy i napakowany.
- Puść mnie! Postaw mnie na ziemi wielkoludzie! - złapał go za nadgarstek, ale na wiele się to nie zdało, więc zaczął się kręcić i kopać. Tylko czym był jego opór wobec siły tego faceta? On najpewniej nawet tego nie czuł. I to było nieco przerażające w oczach samego Guangyao. Bo osobiście nie wiedział gdzie jest, dlaczego tu jest, ani czemu znajduje się tutaj z tym człowiekiem.
Mingjue spojrzał groźnie na rzucającego się Meng Yao, ten zdecydowanie chciał mu się wyrwać. Potrząsnął nim lekko w powietrzu, gdy poczuł kopnięcie i odsunął go od siebie na wyciągnięcie ręki. Zupełnie tak, jakby właśnie trzymał wściekłego kota próbującego udrapać mu rękę. Choć w tym wypadku mogło się to wiązać nawet z wydrapaniem oczu.
- Uspokoisz się... karzełku? - dodał złośliwie. Nie czuł się z tym źle, w końcu sam został przed chwilą obrażony.
Jin Guangyao czuł w sobie duże pokłady agresji i złości. Nie miał przy sobie broni, nie miał pojęcia gdzie jest jego Hensheng , nie miał nic czym mógłby się przed nim obronić. Jedynie co miał to usta i mocny zamach ręką który mógł go co najwyżej ogłuszyć na chwilę. Albo zaskoczyć na tyle żeby mógł spieprzyć. Ewentualnie, opcja była taka, że mógł go rozwścieczyć i umrzeć drugi raz...
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...