DZIEDZINIEC
Gdy weszli na dziedziniec, to słowo "panika" nie było właściwym określeniem tego, co zaczęło się dziać, gdy zostali zauważeni i w końcu rozpoznani. Nie mógł zbytnio dziwić się tym reakcjom w końcu wielu z tych ludzi znał osobiście za... właściwie jak miał to nazwać? Za poprzedniego życia? Meng Yao, też był znany, głównie jako Lider sekty Jin.
Jue musiał mieć cholernie złą opinię, skoro po okrzyku "Niebiosa to Nie Mingjue" zamiast powitania większość zaczęła uciekać jakby zobaczyła ducha. Chociaż, trochę racji mieli, nie tak dawno był trupem. Jego ludzie, wróć, właściwie to teraz chyba byli ludzie jego brata. Przynajmniej w teorii powinni być, chociaż jakoś by się nie zdziwił gdyby A-Sang oddał komuś władzę, lub została mu odebrana.
Mingjue zdawał się nie przejmować spojrzeniami innych gdy został wzniesiony na dziedziniec. Zaś Yao czuł się niezręcznie w tej sytuacji, bardzo niezręcznie. Tyle par oczu skierowanych na nich, wiele par było przerażonych, inne zdziwione, a jeszcze inne zniesmaczone. To był moment w którym żałował, że wrócił do życia. Wcześniej, póki był liderem Jin tak mało kto miał odwagę jakkolwiek się do niego uczepić. A teraz..? Teraz znowu był nikim, zdanym na łaskę, lub niełaskę Nie. Wrócił do początku. Czy znów będzie musiał kogoś zabić aby wrócić na swoją pozycję?
Jeden z odważniejszych, służący niegdyś pod nim dowódców podszedł z wyraźnym strachem w oczach.- L-l-l-liderze sekty N-n-nie.
Skinął mężczyźnie głową, zastanawiając się co tu się działo, jak długo nie żył, że ten, aż tak się zmienił.
- Gdzie Huaisang?
- Lidera, znaczy Panic... - wyraźnie nie wiedział jak ma teraz tytułować obecnego lidera - Twój brat, nie przebywa aktualnie w Nieczystej Domenie.
- Znajdź go i przyprowadź do mnie, albo połamię mu nogi, tobie przy okazji też. - powiedział nieco groźnie, po czym ruszył przed siebie, w kierunku swojego dawnego Fangzi. Chociaż może teraz należało do Huaisanga? Będzie zastanawiał się nad tym później.
Guangyao rozejrzał się po placu samemu szukając wzrokiem Sanga. Nie dostrzegł go jednak nigdzie. Może to i lepiej? Kara. Największa jaką właśnie dostał to jego obecność. Czy może być gorsza kara..? Zamknął oczy na moment, czując jak bolą go plecy. Szczególnie kiedy tkwił w tej mało wygodnej pozycji.
- Puść mnie już. Stąd nigdzie nie ucieknę. Idioto cholerny... Bolą mnie plecy, odczep się już! - odpychał go od siebie chcąc już stanąć na swoich nogach. Był głodny, a zapach jedzenia sprawiał, że się irytował.
- Będziesz Ty cicho? Tak było przyjemnie, jak byłeś obrażony i pół przytomny. Nie ufam ci. Może znowu polecimy do góry? - zapytał złośliwie, gdy ten znowu zaczął go obrażać. Ruszył korytarzami, dziwnie było znów widzieć przerażone twarze służby, chociaż większości nie kojarzył, więc nie rozumiał dlaczego wywołuję w ludziach, aż taką panikę. Przez chwilę nawet przemknęło mu przez myśl, że to nie on, a Yao. Nim wszedł do środka zatrzymał jakąś przerażoną kobietę i zażądał posiłku dla nich obu. W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową i zaraz zostali sami.
Guangyao nie podobało mu się to, że ten grozi mu w tak prymitywny sposób. Musiał samemu znaleźć na niego coś, co równie mocno będzie go frustrować i naraz przypomniał sobie jeden fakt. Na ten moment wolał trzymać tego asa w rękawie aby mieć jakąkolwiek linię obrony podczas następnej kłótni.FANGZI MINGJUE
Jue nie miał pojęcia czego spodziewać się w środku, ale wszystko wyglądało niemal na nietknięte, jakby wyszedł i wrócił po kilku dniach. Zabezpieczył drzwi i wreszcie odstawił pana marudę na podłogę. Zaraz też nie przejmując się nim ruszył zabezpieczyć okna, nie ufał mu na tyle, by zaryzykować jego ucieczkę. Właściwie to w ogóle mu nie ufał. Nie znał bardziej podstępnego stworzenia niż to stojące właśnie pośrodku jego Fangzi. Chwilę później rozległo się pukanie, wpuścił więc do środka dwie służące, które przyniosły posiłki dla nich.
![](https://img.wattpad.com/cover/282155756-288-k647176.jpg)
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...