Xichen nie komentował tego wszystkiego. Jedynie zabrał swojego przyjaciela z Nieczystej Domeny. Po przejściu za mur do powozu, wahał się jeszcze czy aby ta decyzja na pewno była dobra. Miał wrażenie, że nie wszystko jest takie jak być powinno, a Mingjue, nawet jeśli był porywczy i momentami nieobliczalny, to Lan Huan miał wątpliwości aby był, aż do tego stopnia. Nie sądził aby jego zaprzysiężony brat oszalał, ale to jeszcze miało się okazać później. Miał zamiar osobiście rozwiązać tę sprawę. Posadził Yao przed sobą, a ten siedział całkowicie nieruchomo. Przyglądał mu się z uwagą i jak dobrze znał młodszego tak wiedział, że ten nawet w sytuacji zagrożenia życia, nie zachowywałby się tak... Dziwnie. Gdy znaleźli się w pewnej odległości od sekty, wyszedł z powozu aby wraz z przyjacielem w ramionach udać się na mieczu do Zacisza.
Sang wewnętrznie piszczał ze szczęścia. Pozbył się Guangyao tak szybko, tak łatwo i sprawnie. To było takie proste, aż za proste. Czemu nie zrobił tego wcześniej? Z jednej strony było mu żal brata który pewnie teraz będzie cierpiał, ale z drugiej odchoruje to i będzie święty spokój, a byle żmija nie będzie mu się kręcić po Qinghe.
Nawet jeśli ten miał zamiar je opuścić i udać się wkrótce do Przystani.
***
Mingjue stał tak od dłuższej chwili i przyglądał się naszykowanym dla niego szatom, to zdecydowanie nie były te które przymierzał kilka dni temu. A raczej nie dokładnie te.
- Zabije gówniarza. - mruknął pod nosem i powiódł palcami po złotych zdobieniach, które jego brat dodał na jego ślubnej szacie. Może nie wyglądało to najgorzej, ale do cholery był wojownikiem, a nie babą by tak się stroić.
Darował sobie jednak wysłanie służby po zapasowe szaty, o ile znał Huaisanga to trzy najbliższe miasta nie mają nawet skrawka materiału w odcieniach czerwieni.
Mingjue już w ślubnych szatach pilnował wszystkiego. Nie martwił się o narzeczonego, wiedział, że tak długo jak ten jest w Nieczystej Domenie, tak długo jest bezpieczny. Po chwili zauważył przemykającego Sanga z płaczącym dzieckiem na ręku, był wręcz w anielskim nastroju planując następny ruch. Teraz musiał tylko uświadomić Jue, że Yao zniknął.
- Huaisang! Co Ty wyprawiasz?! - krzyknął za bratem.
- Och DaGe! Yao powiedział, żebym zaniósł go do służki, bo jest głodny. - Jue skinął mu głową i odprawił ruchem ręki, znów wsłuchując się w krzyki za murami.
Ostatecznie zdecydował się na wyjście przed bramy, z Baxią na ramieniu i całkiem sporą grupą żołnierzy wyszedł na spotkanie z rozwścieczonym tłumem, który chciał wydania jego kochanka.
Gdy Mingjue wyszedł przed bramy, kultywatorzy cofnęli się o kilka kroków, dało się również słyszeć kilka przerażonych głosów, mówiących o tym, że Nie Mingjue naprawdę wrócił. Nagle zabrakło też odważnego, który miałby przemawiać za zebranych, Jue rozglądał się za Lan Wangjim, który jako naczelny kultywator powinien chyba przodować w takich spotkaniach, jednak nigdzie nie dostrzegł gówniarza, a raczej dorosłego już mężczyzny.
Nie Mingjue zrobił dwa kroki do przodu, co zebrany tłum skwitował cofnięciem się o cztery. Zdecydowanie nikt nie miał ochoty na bliskie starcie z byłym i obecnym liderem sekty Nie. Dodatkowo czerwone szaty Jue najwyraźniej nie robiły na zebranych najlepszego wrażenia, chociaż podejrzewał, że mogło również chodzić o Baxie na jego ramieniu. W końcu jeden z mężczyzn zebrał się na odwagę i wystąpił krok do przodu.
- Liderze sekty Nie. Żądamy wydania Jin Guangyao, jest zbrodniarzem i powinien zostać ukarany.
Jue spojrzał groźnie na mężczyznę, ten zaś chciał zaraz zniknąć w tłumie, ale został skutecznie zablokowany przez resztę zebranych.

CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...