Liczył po cichu na to, że idąc lasem z dala od miasta nie spotka nikogo na swojej drodze. Był gotowy zmierzyć się z duchami, ghulami albo innymi okropieństwami. Wtedy jego szanse na przeżycie były by zdecydowanie większe, niż gdyby miał spotkać grupę uzbrojonych ludzi.
O ile sam był kultywatorem i posiadał większą moc niż cała reszta tak teraz był dość osłabiony. Odciśnięty i dość siny ślad na szyi swędział go niemiłosiernie. Szedł na tyle szybko na ile umiał, jednocześnie starając się nie stracić za wiele sił już na samym początku. Nasunął kaptur na głowę licząc, że nie będzie zwracał na siebie zbyt wiele uwagi, jeśli już kogoś spotka w drodze do Qinghe. Tak długo jak póki nikt nie wie, że uciekł, był w miarę bezpieczny.Początkowo mężczyzna w białych szatach Gusu Lan nie wzbudził ich podejrzeń. Dopiero po jakimś czasie zdali sobie sprawę z tego, że to jednak nie jest kolejna osoba, która wybrała się nieco wcześniej na nocne łowy, a ktoś kto celowo omija drogi i miasta. Naciągnięty na głowę kaptur nie pozwalał zobaczyć twarzy, zresztą z tej odległości mogło być ciężko rozpoznać osobnika. Liczyli jednak, że pod kapturem nie będzie znajdować się biała wstążka sekty Lan, a przed nimi jest całkiem ciekawy obiekt polowań.
Podążali za mężczyzną, zachowując przy tym spory dystans. Nie chcieli zostać zdemaskowani. Jeśli ich podejrzenia, co do tego, że osobą przemykającą pomiędzy drzewami jest sam Guangyao, to woleli wziąć go z zaskoczenia, niż stanąć z nim twarzą w twarz do walki.
Meng Yao przez dłuższy czas czuł się spokojny i nie miał nawet grama podejrzeń czy jest śledzony. Wędrował tak, aż do wieczora, gdzie nie był nawet trochę bliżej granic Gusu. O ile mógł mówić, żeby był chociaż w połowie. Robiło się ciemno, a on robił się zmęczony, było coraz chłodniej więc musiał gdzieś się skryć przed chłodem.
Zdjął z głowy kaptur aby się dokładnie rozejrzeć, a w pewnej chwili dostrzegł kątem oka, że ma nie tak mały ogon. Przeszedł w bok i zaczął się rozglądać za potencjalnym miejscem do spania. Wciąż jednak musiał rozprawić się z tymi którzy go śledzili. Ułożył dłoń na mieczu i zatrzymał się przy starej chacie.
Rozejrzał się po okolicy i zniknął wewnątrz, zamknął drzwi aby spokojnie przejść na drugi koniec chaty i wyjść tyłem. Ukrył się między gęstwiną, obserwując co się dzieje, bądź może stać. Czy to zwykła grupa łowców czy łowców głów którzy polowali na niego, a nie na zwierzynę.
Gdy mężczyzna zdjął kaptur stało się dla nich jasne, że nie mieli do czynienia z członkiem Gusu Lan, a kimś kto się pod niego podszywał. Nawet z tej odległości mogli stwierdzić, że mają do czynienia z którymś z Jinów, o czym wybitnie świadczyła kropka na czole, a po wielkości osobnika i białych szatach którymi się maskował mieli pewność, że trafili na tego którego poszukuje cały świat kultywacji. Jin Guangyao.
Kiedy ten wszedł do chaty, sami się zatrzymali zaraz za pierwszą linią drzew, rozważając w jaki sposób go zaatakować.
- Najlepiej będzie otoczyć tą ruderę z każdej strony i zaatakować jednocześnie. - mruknął jeden z nich.
Yao zmrużył lekko powieki, doskonale słysząc głos jednego z mężczyzn. Nie mógł powstrzymać uśmieszku kiedy zdał sobie sprawę ,że cała ta farsa była przygotowana dla niego. Gdy tylko miał na sobie inne szaty, łatwiej byłoby mu ukrywać się w lesie. A teraz mimo najlepszych chęci mógł być łatwo widoczny.
Użył więc talizmanu maskującego, aby wolno oddalić się od tej grupki. Nie chciał przy tym hałasować, a jedynie znaleźć inne miejsce na nocleg. Był zmęczony i nie miał sił na walki, czy szarpanie się z innymi
Mężczyźni odczekali dłuższą chwilę, by mieć pewność, że Jin Guangyao ułoży się do snu. Zdecydowanie bezpieczniej było zaatakować mężczyznę, kiedy ten spał, nawet jeśli można to było uznać za niehonorowe. Nikt nie zamierzał przejmować się honorem, kiedy w grę wchodziła tak wielka suma, jaką wyznaczył Nie Mingjue za głowę młodszego.
CZYTASZ
MDZS - Nie Mingjue x Jin Guangyao
Fanfiction✓|ZAKOŃCZONE| " Miał ochotę zrzucić go na ziemię, gdy ten strzelił go w tyłek, on to chociaż zrobił delikatnie. Niespecjalnie przejął się jego marudzeniem o rzekomych siniakach i wcale nie zamierzał dawać mu spokoju, nie ufał mu i nie miał pojęcia...