Prolog

54 5 2
                                    

Korony wysokich drzew chwiały się lekko na chłodnym, wiosennym wietrze, gdy młody mężczyzna spacerował krętymi alejkami cmentarza. Jego ramiona ukryte były pod materiałem brązowego płaszcza, a oczy schowane za szkłami ciemnych okularów. W oczach tych nie było jednak łez, których ktoś mógłby się spodziewać. Była w nich potworna, trudna do opanowania złość, która wypełniała go aż po czubki palców. Złość na samego siebie, na wszystkich wokół, a przede wszystkim na wymiar sprawiedliwości, który z dnia na dzień coraz bardziej go zawodził. Przez który nie mógł znaleźć ukojenia, który nie pozwalał mu stanąć na nogi i pójść do przodu. Który zmuszał go do wzięcia sprawy w swoje ręce.

Minął dopiero tydzień, odkąd zmarł jego ojciec, ale miał wrażenie, jakby minęła już cała wieczność. Starał się uzbroić w cierpliwość i zaufać śledczym, ale miał wrażenie, że nie robili absolutnie nic. Jakby śmierć jego ojca nie miała dla nich żadnego znaczenia. Jakby znalezienie osoby odpowiedzialnej za tę tragedię w ogóle ich nie obchodziło. Owszem, jego ojciec nie był ideałem, niektórzy wręcz mogli nazwać go jego przeciwieństwem, ale czy to znaczy, że jego życie miało mniejszą wartość? Że nie zasługiwał na sprawiedliwość i odrobinę godności? Że jego zabójca mógł chodzić wolno i uniknąć kary?

Właśnie to go zmusiło, żeby wziąć sprawy w swoje ręce. Nie miał ani odrobiny zaufania do ludzi, którzy zapewniali go, że zrobią wszystko co w ich mocy, aby znaleźć winnego. To on sam musiał go znaleźć.

O tej porze na cmentarzu nie było tłumów. W alejce, przy której znajdował się grób jego ojca, stały tylko dwie osoby; staruszka w zielonym berecie zapewne opłakująca grób męża oraz mężczyzna w czerwonej kurtce, całkowicie skupiony na wyrytym na szarym nagrobku napisie. Żadne z nich nie zwracało na niego uwagi. Pasowało mu to odosobnienie, ta cisza. Dzięki temu mógł swobodnie porozmawiać z ojcem i wyobrazić sobie, że jest obok, a czasem nawet, że mu odpowiada.

Zatrzymał się przed prostym, marmurowym nagrobkiem. Na ziemi nadal leżało kilka zwiędniętych bukietów. Zebrał je wszystkie do kupy z zamiarem wyrzucenia ich w drodze powrotnej. Góra martwych, nikomu niepotrzebnych kwiatów jedynie szpeciła okolicę.

Wziął głęboki oddech i dotknął lekko zimnego marmuru. Choć nie wierzył w życie wieczne, to teraz niczego nie pragnął bardziej jak tego, by jego ojciec go usłyszał.

— Znajdę tego, który ci to zrobił, tato — powiedział cicho. — Odpowie za swoje winy, przysięgam.

Jego ojciec był człowiekiem towarzyskim i obrotnym, ze smykałką do interesów. Człowiekiem, któremu wielu mogło zazdrościć. W takich okolicznościach nie trudno o wroga. O kogoś, kto mógłby mieć o coś żal. Kogoś, kto chciałby pozbyć się konkurencji. Śledczy przysięgali, że sprawdzą wszystkich jego wspólników i klientów, ale do tej pory nie natrafili na żaden trop. Musieli coś ominąć, coś przeoczyć. Albo zwyczajnie zignorowali sprawę, stwierdzając, że mają inne priorytety. Jedna z ich hipotez zakładała czysty przypadek: „Pana ojciec znalazł się w złym miejscu, w złym czasie." Co za bzdura. Zwykła wymówka, aby zamieść sprawę pod dywan, nic więcej.

Od kilku dni dogłębnie przeglądał dokumenty ojca. W końcu miał do nich pełny dostęp, jako jedyny spadkobierca majątku. Zawsze interesowało go, czym zajmuje się jego ojciec. Rzadko zabierał go do pracy, ale gdy tak się zdarzało, fascynowało go wszystko. Zdarzało mu się podsłuchiwać rozmowy ojca ze swoimi kontrahentami, zdarzało mu się stać pod drzwiami jego gabinetu, gdy podpisywał ważne umowy. Musiał mieć chociaż pogląd na to, co kiedyś go czeka. Wiedział, że to wszystko kiedyś będzie należeć do niego. Że to on przejmie rodzinny biznes. Nie spodziewał się jednak, że stanie się to tak szybko, tak niespodziewanie. I że natłok nowych obowiązków tak bardzo go przytłoczy. Kontynuowanie tego, co zaczął jego ojciec, musiało jednak jeszcze poczekać. Teraz jego priorytetem było znalezienie szumowiny, która pozbawiła go najważniejszej osoby w jego życiu.

W papierach ojca natrafił na kilka podejrzanych zapisków, które w połączeniu z tym, co udało mu się parę razy podsłuchać, łączyło się w pełny, sensowny obraz. Niestety każdy trop okazywał się ślepy. Za każdym razem trafiał na mur. Brakowało mu jakiegoś ważnego elementu układanki, który sprawiłby, że wreszcie wszystko nabrałoby sensu. Musiał bardziej się skupić i zajrzeć jeszcze głębiej w życie ojca. Musiał to zrobić, dla niego.

Chmury nad Nowym Jorkiem przybrały odcień ciemnej szarości. Wielkimi krokami zbliżał się deszcz. Młody mężczyzna zapiął guziki płaszcza, który coraz mocniej falował na wietrze. Już i tak prawie pusty cmentarz pustoszał coraz bardziej. Ludzie żegnali się ze swoimi zmarłymi bliskimi, aby uciec przed nadciągającą ulewą. Staruszka w berecie zniknęła już jakiś czas temu; nawet nie zauważył kiedy. Wyglądało na to, że mężczyzna w czerwonej kurtce też po raz ostatni żegna się ze swoim krewnym. Musnął palcami szary marmur, po czym odwrócił się i ruszył ku wyjściu. Szedł żwawym krokiem, ruchy jego ciała były niespokojne, wzrok rozbiegany. Minął grób jego ojca, rzucił na niego okiem i wtedy stało się coś dziwnego.

Mężczyzna w czerwonej kurtce przyspieszył. Jakby coś go spłoszyło, jakby czegoś się wystraszył. A on nadal stał w miejscu, zdezorientowany tą sytuacją. Czując, jak jego tętno przyspiesza i próbując skojarzyć tę twarz z kimkolwiek. Prostokątne okulary, bujny zarost, ciemne, przydługawe włosy... Nic mu to nie mówiło. Ale on na pewno go rozpoznał. Jego albo nazwisko jego ojca wyryte na nagrobku. Ta nerwowa reakcja nie pozostawiała żadnych złudzeń.

Ruszył w kierunku grobu, przy którym wcześniej czuwał starszy mężczyzna. Nie miał pewności, który dokładnie był to grób, dlatego czytał nazwiska wyryte na każdym mijanym kamieniu. Może któreś z nich zabrzmi znajomo? Jones, Abbott, Hartman... Nelson, Lynch... I wreszcie znalazł to, czego szukał. Jego serce zabiło mocniej. Stał przed marmurowym nagrobkiem, wpatrywał się w wyryte na nim litery i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jego myśli powędrowały do starych dokumentów jego ojca, które ostatnio przeglądał, do strzępków podsłuchanych przed laty rozmów... Znał to nazwisko. Znał je bardzo dobrze. I przede wszystkim znał mężczyznę w czerwonej kurtce.

Nagle wszystko nabrało perfekcyjnego sensu. Każdy element układanki zaczął do siebie pasować i wydawało się, że tajemnica śmierci jego ojca została rozwikłana. Teraz należało tylko obmyślić plan, aby potwierdzić tę teorię.

— Już niedługo, tato — powiedział, spoglądając na drugi koniec alejki. — Już niedługo obydwoje zaznamy spokoju, obiecuję.

__________

Cześć i czołem

Przedstawiam wam prolog mojej nowej książki. "Paranoid" będzie... thrillerem to może za dużo powiedziane, ale opowieścią z tajemnicą w tle oraz wątkiem romantycznym. I oczywiście fanfikiem z Ashtonem Irwinem w roli głównej. Stęskniłam się za fanfikami oraz za czymś w mroczniejszym klimacie, więc już nie mogę się doczekać, aż podzielę się z wami tym, co narodziło się w mojej głowie.

Potraktujcie ten prolog jako krótką zapowiedź i przedsmak historii. Jeszcze nie wiem, kiedy pojawi się pierwszy rozdział, tak więc miejcie oczy szeroko otwarte ;)

Do zobaczenia :*

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz