Rozdział 34

16 0 0
                                    

Lato w Nowym Jorku nadal dawało wszystkim w kość, choć temperatura spadła już o parę stopni. Niewielkie ochłodzenie przyniósł ze sobą również deszcz, który padał praktycznie codziennie, z jakiegoś powodu najczęściej nad ranem albo późno w nocy. Niestety z tego powodu już trzeci dzień z rzędu przyszłam do pracy przemoczona, bo oczywiście zepsuła mi się parasolka. Plus był taki, że mogłam w końcu zamienić szorty na długie spodnie oraz krótkie topy na bluzki zakrywające trochę więcej ciała. Naprawdę nie lubiłam chodzić roznegliżowana. Nie wstydziłam się swojego ciała ani nic w tym stylu. Mówiąc szczerze, całkiem lubiłam swoje nogi, ale, jak powiedział kiedyś Michael, to kwestia przywiązania do stylówki, której krótkie spodenki zdecydowanie nie były częścią. Pewnie to dlatego najlepiej czułam się jesienią albo wiosną.

Poza wysoką temperaturą i nocnymi ulewami, które nie pozwalały mi spać, w ostatnich dniach nic mnie nie drażniło. Niczym się nie przejmowałam. Serio. Przysięgam. Byłam istną oazą spokoju. Zero stresu, zero zmartwień, zero dziwnych sytuacji. Tylko codzienna rutyna, dom, praca, okazjonalne pogawędki z Laconią i nic więcej.

Cholera, kogo ja chciałam oszukać?

Oczywiście, że coś zaprzątało mi głowę. A tym czymś, a raczej kimś, była pewna ciemnowłosa piękność o wampirzym spojrzeniu, przyszła pani architekt, o ile mnie nie oszukała z tymi studiami, przyszła pani Hemmings, moja ex przyjaciółka, która nigdy nie była moją przyjaciółką – Isabel Hayden.

Zakładałam, że jej sobotni telefon był jednorazową sytuacją. Miała gorszy dzień, przesadziła z alkoholem i nagle poczuła potrzebę, by pozbyć się głęboko skrywanych wyrzutów sumienia. Zakładałam tak, bo od tamtej pory już się nie odezwała.

Byłam w stanie uwierzyć, że rzeczywiście czuła się trochę winna. Zorientowała się, że jej „miły, uroczy i szarmancki" chłopak, jak go nazwała, tak naprawdę jest psycholem, który wykorzystał ją do zrealizowania swojego durnego planu. Nie wiedziałam jednak, czy wierzyć w te jej pijackie przeprosiny i wyznania, że niby mnie lubi. Chciała się oczyścić i postawić w dobrym świetle, udając ofiarę Hemmingsa, tylko tyle. A nawet jeśli szczerze zamierzała mnie przeprosić, to i tak było już na to za późno. Mogłaby też zrobić to na trzeźwo, a nie kiedy przemawiało przez nią wino. Wtedy może uznałabym to za bardziej wiarygodne. Może.

Nie zmieniało to jednak faktu, że... No właśnie, Luke Hemmings był psycholem. I bez względu na to, że Isabel była już skreślona w moich oczach, nie chciałam, by coś jej się stało. Koleś był nieobliczalny, sama Isabel to stwierdziła. Ashton zasugerował, że jeśli Luke dowie się, że obraziłam jego dziewczynę, to stanie się dla mnie nieprzyjemny. Teraz ujęłabym to w inny sposób – jeśli Luke dowiedział się, że Isabel ze mną rozmawiała i przepraszała, mógł stać się nieprzyjemny dla niej. Z jednej strony mało mnie to obchodziło – Isabel na własne życzenie kręciła się z tym gościem i z pełną świadomością zgodziła się mnie wykorzystać. Z drugiej jednak strony... Cholera, powiedzmy to sobie szczerze. W innych okolicznościach ja i Isabel byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami we wszechświecie, bo tej chemii między nami nie dało się podważyć. Po prostu... Szkoda, że tak to się potoczyło.

W środę po pracy skoczyłam do marketu. Zrobiłam podstawowe zakupy spożywcze, a przy okazji zaopatrzyłam się w małą, składaną parasolkę. Chciałam wziąć taką w różowe jednorożce, ale ostatnią sztukę zwinęła mi sprzed nosa jakaś nastolatka, więc zadowoliłam się zwykłą czarną. Może i byłam przywiązana do swojej stylówki, z którą jednorożce nie miały absolutnie nic wspólnego, ale hej, ciemne ciuchy i metalcore w słuchawkach nie sprawiały, że byłam jakąś drętwą nudziarą bez poczucia humoru. W każdym razie parasolka była mi potrzebna, bo meteorolodzy zapowiadali, że niedługo do Nowego Jorku zawitają jeszcze potężniejsze ulewy i wiedziałam, że zwykły kaptur bluzy mi nie wystarczy.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz