Rozdział 15

18 1 0
                                    

Wszyscy czekaliśmy jak na szpilkach, aż Ashton wejdzie do środka i opowie, co działo się w moim mieszkaniu po tym, jak stamtąd wybiegłam. Cieszyłam się, że dotarł tu cały i zdrowy, ale jednocześnie walczyłam z silną potrzebą uderzenia go w twarz za te kłamstwa, którymi mnie obrzucał przez ostatnie tygodnie. Nie istniał żaden argument, który mógłby mnie przekonać, że ukrywanie przede mną ojca było dobrym pomysłem.

Moja potrzeba wyładowania się na jego przystojnej buźce zniknęła jednak, gdy tylko pojawił się w salonie. Najpierw w oczy rzuciła mi się jego wykrzywiona w bólu twarz, a potem spojrzałam na jego lewą rękę i niemalże zamarłam.

Ashton wcale nie dotarł tu cały i zdrowy. Z jego owiniętego bandażem ramienia sączyła się krew.

— Boże, Ashton. — Podbiegłam do niego, gdy ociężale opadł na krzesło. — Co ci się stało?

— To nic. Lekkie draśnięcie.

— Lekkie draśnięcie to możesz mieć po kocich pazurach, a tu jest tyle krwi, że przecieka nawet przez gruby bandaż. Pokaż to.

Powoli zdjęłam prowizoryczny opatrunek z jego ramienia. Ashton próbował grać twardego, ale widziałam jak krzywi usta oraz ściska mocno pięść. I kiedy tylko zobaczyłam, co znajduje się pod bandażem, zrozumiałam skąd to cierpienie na jego twarzy.

— Ja pierdolę — skomentował Calum. — Nie wygląda to dobrze.

Musiałam przyznać Calumowi rację. Na ramieniu Ashtona znajdowała się bardzo głęboka, szeroka na dobre dziesięć centymetrów rana, która przecinała wzdłuż cały tatuaż węża. Po raz kolejny tamtego wieczora wymiękałam. Może i nie miałam problemów z oglądaniem flaków na ekranie, a ta rana nawet nie mogła się równać temu, co widuje się w filmach gore, ale i tak przeszedł po mnie zimny dreszcz.

Calum ruszył do wyjścia informując, że idzie do samochodu po apteczkę, ale Ashton zatrzymał go mówiąc, że wykorzystał ostatni bandaż opatrując na szybko rękę. Calum więc udał się do garażu. Podobno miał drugą apteczkę przy swoim motocyklu.

— Co się stało? — zapytał ojciec, o którego obecności niemalże zdążyłam już zapomnieć.

— Hemmings miał pistolet. Musiał być odbezpieczony, bo kiedy się szarpaliśmy, nagle wystrzelił. Dostałem w rękę.

— Chcesz powiedzieć, że kula siedzi w środku? — zapytałam z przerażeniem.

— Nie, tylko mnie drasnęła.

— Drasnęła?! Człowieku, ja widzę twoje mięcho! Trzeba z tym jechać do szpitala.

— Żadnego szpitala — powiedział stanowczo ojciec.

— Przymknij się, to nie ty jesteś tu ranny — rzuciłam ze złością do ojca, który od razu się wycofał i zamilkł.

Po chwili Calum wrócił z garażu. Zanim wzięłam się za zakładanie opatrunku, poszłam do kuchni umyć ręce, bo w apteczce nie było jednorazowych rękawiczek. Nawet nie pytałam o pozwolenie ani o to, czy ktoś inny chce bawić się w pielęgniarkę. Po prostu wiedziałam, że to ja muszę się tym zająć. Muszę zająć się nim. Tak jak on zajął się mną, gdy leżałam z gorączką.

— Ashton, ja mogę ci to zabandażować, ale to nadaje się do szycia — powiedziałam po ponownym przyjrzeniu się ranie.

— Twój tata ma rację. Żadnego szpitala. Od razu się zorientują, że to rana postrzałowa. Co im wtedy powiem? Zastanawiałaś się nad tym?

— Ale rana brzydko ci się zejdzie, będzie się dłużej goić, zostanie wielka blizna...

— Miałbym bliznę tak czy siak. Po prostu mi to opatrz. Tak jak potrafisz.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz