Rozdział 19

16 0 0
                                    

Stałam prosto, trzymając się kurczowo oparcia krzesła i obserwowałam, jak Luke powoli prowadzi tatę w moim kierunku, cały czas trzymając go na muszce. Tata wyglądał na wyjątkowo spokojnego, ale wiedziałam, jak bardzo obawiał się tego momentu, więc pewnie dusił wszystko w sobie. Szło mu całkiem nieźle i zdradzał go tylko niespokojny wzrok. Tymczasem ja ledwo co panowałam nad własnym oddechem. Pomyślałam, że zaraz mogę stracić osobę, którą odzyskałam zaledwie dwa dni temu. To brzmiało jak najgorszy z najgorszych koszmarów.

— Cześć, Valerie — przywitał się Luke, jakby co najmniej był gościem, którego zaprosiłam na herbatkę. — Kopę lat, normalnie się stęskniłem.

— To było przedwczoraj — odburknęłam, patrząc się na śliwę pod jego okiem. Zapewne dzieło Ashtona.

— Ale tak szybko ode mnie uciekłaś... Nawet nie zdążyliśmy się pożegnać.

— Zostaw moją córkę w spokoju — wypalił tata.

— Spokojnie, staruszku. Tylko sobie rozmawiamy.

Luke odepchnął mojego tatę tak, że teraz stał obok mnie. Odsunął się o dobre dwa metry i wycelował bronią w jego czoło.

— Clarence Frost... — Luke patrzył prosto w przestraszone oczy mojego ojca. Tymczasem w jego oczach palił się coraz większy ogień. — Czy może wolisz, żeby cię nazywać Joseph Reynolds?

— Jak mnie tu znalazłeś?

— Naprawdę myślałeś, że uda ci się długo żyć w ukryciu? Znalezienie cię było banalnie proste, trzeba więc było się lepiej postarać.

— Chyba nie aż tak proste, skoro zajęło ci to tyle czasu— powiedziałam.

— Zamknij się. — Rzucił Luke przez zęby, podczas gdy ojciec westchnął, chyba będąc niezadowolonym, że się wtrącam. — Ciebie też powinienem odstrzelić. Za to, że mnie okłamałaś. Wzięłaś mnie na smutne oczy, a ja ci uwierzyłem jak ten ostatni idiota. Tymczasem proszę bardzo, jesteś tutaj, u boku swojego tatuśka. Szkoda tylko, że nie ma tego gnoja, który zrobił mi to. — Wskazał palcem na swojego siniaka na twarzy. — Jemu też chętnie sprzedałbym kulkę.

— Valerie nic nie wiedziała — powiedziała tata. — Przysięgam, dowiedziała się o mnie dopiero niedawno.

— Dlaczego mam ci wierzyć? Przez pięć lat wszyscy myśleli, że gryziesz piach. Raczej nie jesteś godny zaufania.

— Ona nie ma z tym nic wspólnego, zostaw ją w spokoju.

Luke wodził wściekłym wzrokiem między mną a tatą. Nie miałam zielonego pojęcia, co zamierza; czy naprawdę planuje skorzystać ze swojej broni. Gdyby chciał zabić mojego ojca, pewnie zrobiłby to od samego progu. Chyba że szykował się do stereotypowego monologu czarnego charakteru. Nie miałam nic przeciwko. Byłoby miło, gdyby mnie oświecił i wyjaśnił swój plan.

— Co ja miałem? Ach tak, pytałeś, jak cię tu znalazłem — powiedział nagle Luke, jakby właśnie sobie o tym przypomniał. Monolog wyjaśniający czas start. — Tak jak mówiłem, to było proste. Wystarczyło namierzyć wasze numery. Twój. I twój. — Zerknął na mnie. — I jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że oba telefony logują się w tym samym miejscu, a dokładniej przy Pleasant Road w miasteczku Ridge. Normalnie jakbym dostał wcześniejszy prezent urodzinowy.

— Skąd znasz mój numer? — zapytałam czując, jak krew w moich żyłach zaczyna zamieniać się w lód. Luke nie miał prawa znać mojego numeru telefonu. Co do numeru ojca, o to nie pytałam. Skoro znalazł jego nazwisko po samochodzie, mógł też znaleźć telefon.

— Naiwna jesteś — odpowiedział Luke, uśmiechając się szyderczo pod nosem. — Nawet byłoby mi cię szkoda, gdyby nie to, że tylko ułatwiłaś mi robotę.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz