Miałam dosyć. Byłam na nogach od kilku godzin i mięśnie powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Wszystko dlatego, bo do sklepu przyjechał nowy towar i pani Smith stwierdziła, że przy okazji można by wysprzątać cały butik i zrobić małe przemeblowanie, bo czemu nie. Sklep więc tego dnia był nieczynny. Szefowa nie chciała poświęcać na pracę weekendu albo zarywać nocki. Nie ściągnęła też żadnych rąk do pomocy, więc większość ciężkiej roboty spadła na mnie. Noszenie kartonów, przesuwanie wieszaków i regałów, bieganie z odkurzaczem, metkowanie i miliard innych rzeczy. Zastanawiałam się, czy tu już mobbing, czy jeszcze nie. Nie pisałam się na bycie pracownikiem od wszystkiego.
Frances Smith najwidoczniej była jednym z tych bogatych skąpców, którzy wolą trzymać swoje miliony na koncie i patrzeć, jak się kurzą, zamiast robić z nimi to, co się powinno – wydawać. Jasne, że oszczędzanie to przydatna umiejętność, zwłaszcza gdy zarabiasz najniższą krajową, ale pani Smith pływała w luksusach i naprawdę nic by się nie stało, gdyby zatrudniła jeszcze jedną osobę do pomocy. Najwyraźniej wolała przeznaczać swoje ciężko zarobione pieniądze na nowe meble do domu niż na zapewnienie komfortu swoim pracownikom. A dokładnie jednej pracowniczce.
Pochłonięta pracą nie miałam kompletnie na nic czasu, nawet na porządny lunch. Od rana jechałam tylko na dwóch kawach i skąpym śniadaniu w postaci tosta z czerstwego chleba. Aktualnie marzyłam wyłącznie o tym, aby wrócić już do domu, wepchnąć w siebie zawartość lodówki, a potem położyć się i mieć wszystko w dupie.
Kiedy ostatnia sukienka została ometkowana i powieszona na swoim nowym miejscu, a pani Smith odhaczyła ostatni podpunkt na swojej liście rzeczy do zrobienia, dochodziła siódma. Dosłownie padałam z nóg i umierałam z głodu. Obawiałam się, że usnę w autobusie, a przed tym zjem wszystkich pasażerów.
— To był długi dzień, ale warto było — powiedziała pani Smith. Była tak dumna z siebie, jakby to ona odwaliła całą brudną robotę. Ledwo co nie parsknęłam śmiechem. — Bez ciebie, Valerie, nie dałabym rady. Dziękuję.
— Tak, nie ma za co — odparłam nie patrząc na nią, aby nie zobaczyła wkurwienia na mojej twarzy.
— Wiem, że nie byłaś przygotowana na ten spontaniczny remanent, dlatego mam nadzieję, że premia, którą dostaniesz przy najbliższej wypłacie cię zadowoli.
— Premia?
Spojrzałam na nią i czekałam, aż powie, że to żart. A potem przypomniałam sobie, że Frances Smith jest drętwa i nie posiada poczucia humoru. A już na pewno nie żartowałaby w taki sposób. To byłby szczyt bezczelności.
— Myślę, że zasłużyłaś. I nie tylko za dziś. Po ponad roku pracy z tobą mogę śmiało stwierdzić, że jesteś najlepszą pracownicą, jaką miałam. I mam nadzieję, że tak już zostanie.
Wow, niech mnie ktoś uszczypnie. Czy Frances Smith właśnie mnie skomplementowała? Czym sobie zasłużyłam na coś tak wspaniałego? Chyba powinnam cofnąć moje poprzednie słowa, jakoby pani Smith była skąpa i nie dbała o swoich pracowników. Najwidoczniej raz na pół roku miewała dobry dzień.
— Dziękuję bardzo — odpowiedziałam całkiem szczerze. — Lubię tu pracować i na razie nigdzie się nie wybieram.
Chyba że nagle zabije mnie ten ktoś, kto podobno czyha na moje życie, dodałam już w myślach.
Powrót autobusem do domu mogłam uznać za sukces. Nie zjadłam żadnego z pasażerów, ani nie przysnęłam i nie przegapiłam swojego przystanku. I choć słowa pani Smith były miłe, a jeszcze milsza informacja o premii, to nadal byłam zła, zmęczona i głodna.
Szłam szybkim krokiem, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Będąc już pod swoją kamienicą ujrzałam bardzo dobrze znanego mi chevroleta. Cudownie, jakbym potrzebowała jeszcze jednego powodu do bycia wkurwioną na ten dzień.
CZYTASZ
Paranoid ✔
Mystery / ThrillerI CZĘŚĆ DYLOGII Valerie nigdy nie podejrzewała, że jej na pozór idealne życie tak nagle legnie w gruzach. Tragiczna śmierć ojca, nieoczekiwana choroba matki oraz wizja bankructwa zmusiły ją do przeprowadzki i zrezygnowania z wymarzonych studiów. Mie...