Robiło się już ciemno, gdy dotarliśmy z Ashtonem pod moje mieszkanie. Wieczór, który miałam spędzić na relaksie przy mrożonej pizzy i chłodnym piwie, zamienił się w strzelaniny, trupy i kłamanie organom ścigania. To nie mieściło mi się w głowie. W tym momencie już nie miałam ochoty na zwykłe piwo, a na litr wódki. Zaśmiałam się pod nosem, gdy przypomniałam sobie, że planowałam dziś obejrzeć jakiś film, ale taki, w którym nie ma żadnych gangsterów. Co za ironia.
— Co cię tak śmieszy? — zapytał Ashton z nutą irytacji. — Dobrze się dziś bawiłaś?
— No, zajebiście. A ty nie?
— No dobra, to czemu się uśmiechasz?
— Bo to wszystko jest pojebane! — uniosłam się. — Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że Michael wpierdolił nas w takie gówno.
— Po części go rozumiem.
— Co? — Obrzuciłam Ashtona gniewnym wzrokiem. — Jaja sobie robisz?
— Jasne, że jego plan był debilny i mogą z tego wyjść same kłopoty, ale zwyczajnie kumam jego tok myślenia. Zabójstwo Luke'a mogłoby być zakwalifikowane jako obrona konieczna, jeśli to Michael by strzelał. Sprawa szybko trafiłaby do teczki. Ale Jonathan teoretycznie miał motyw. Luke dowiedział się, że ten zlecił zabójstwo Prestona, więc Jonathan postanowił pozbyć się świadka. Policja dzięki tym zeznaniom może zacząć grzebać.
— Okej, fajnie, ale mogą się do niczego nie dogrzebać. Nie ma żadnych dowodów na podejrzane działania Jonathana. Luke nie żyje, a Jonathan wszystkiego się wyprze. To bogaty i wpływowy gość. I jeśli to prawda, co mówił Luke, że trzyma sztamę z szefem nowojorskiej policji, to wyjdzie wolno, a my wszyscy będziemy mieć przejebane. Jego adwokat zeżre nas żywcem.
— Dobra, nie ma co zamartwiać się na zapas — powiedział spokojnie. Nie miałam pojęcia, skąd u niego ten dziwny optymizm. — Na razie Jonathan nie ma możliwości się obronić, bo leży w szpitalu z dwiema kulkami. Nie wiadomo, czy w ogóle z tego wyjdzie. A jeśli wyjdzie, to będzie słowo przeciwko słowu. W najlepszym przypadku sprawa zostanie zamieciona pod dywan, skoro Jonathan naprawdę ma takie znajomości.
— Jeśli tak uważasz...
— Muszę tak uważać, inaczej szlag mnie trafi. — Uśmiechnął się sarkastycznie. — Ostatnie, na co mam ochotę, to użeranie się z glinami.
— No okej, masz rację. Ja też muszę przynajmniej na moment się od tego odciąć. Co powiesz na piwo? Albo najlepiej coś mocniejszego, co totalnie nas zresetuje?
Tak, nadal byłam wkurwiona na Ashtona, ale w tamtym momencie nie miało to znaczenia. Zwyczajnie potrzebowałam towarzystwa. Potrzebowałam posiedzieć z kimś, kto tak jak ja tkwi w tym szambie, kto dobrze mnie rozumie i będzie wiedział, co powiedzieć, żebym przestała panikować. Pod tym kątem Ashton był perfekcyjny.
— Lepiej dzisiaj nie pij. Jest środek tygodnia, nie chcę, żebyś jutro zawaliła pracę.
— W dupie to mam, najwyżej wezmę chorobowe. Posiedź ze mną, proszę, nie chcę być teraz sama.
Gdy Ashton spuścił wzrok i nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, już wiedziałam, że ze wspólnego wieczoru nici i że czeka mnie kilkanaście samotnych godzin spędzonych w pustym, ciemnym mieszkaniu. Ten jeden, jedyny raz, gdy nie chciałam być samotna, zostałam na tę samotność skazana.
— Przepraszam — powiedział w końcu — ale to chyba nie jest dobry pomysł. Powinienem wracać do Ridge, jestem zmęczony. I ty też jesteś, więc naprawdę dziś nie pij, tylko od razu połóż się spać.
CZYTASZ
Paranoid ✔
Mystery / ThrillerI CZĘŚĆ DYLOGII Valerie nigdy nie podejrzewała, że jej na pozór idealne życie tak nagle legnie w gruzach. Tragiczna śmierć ojca, nieoczekiwana choroba matki oraz wizja bankructwa zmusiły ją do przeprowadzki i zrezygnowania z wymarzonych studiów. Mie...