Rozdział 23

12 0 0
                                    

W czwartkowe popołudnie wydarzyło się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam, choć powinnam. Zadzwonił do mnie tata.

Siedziałam w butiku i obsługiwałam jedną z ostatnich klientek, bo za pół godziny mieliśmy już zamykać. Nie mogłam więc odebrać, ale gdy parę minut później telefon zadzwonił drugi raz, byłam już wolna. Początkowo myślałam, że to telemarketer, który chce mi wcisnąć jakiś super kredyt albo zaoferować zajebiście szybki internet, no bo kto inny miałby do mnie dzwonić z nieznanego numeru? Tylko spam. Utrzymywałam kontakt z niewielką ilością osób, więc jeśli ktoś posiadał mój numer, to dobrze o tym wiedziałam. Nauczyłam się już ignorować takie telefony, bo szanowałam swoje nerwy i czas, ale czasem, gdy miałam gorszy dzień, odbierałam, by powiedzieć gościowi po drugiej stronie, że mam głęboko w poważaniu ofertę super korzystnego ubezpieczenia na życie, którą dla mnie przygotował. Tak też było w tamten czwartek.

— Tak, słucham? — rzuciłam do telefonu, ani trochę nie ukrywając irytacji w głosie i przygotowując się na paplaninę telemarketera.

— Valerie? Dzwonię nie w porę?

Gdy usłyszałam znajomy głos, od razu zrobiło mi się głupio, jednocześnie cieszyłam się, że nie zaczęłam rozmowy od siarczystej wiązanki obelg, którą miałam przygotowaną w głowie. Tata wprawdzie powiedział, że się odezwie, ale nie spodziewałam się, że zrobi to osobiście. Przez ostatnie dni gadałam głównie z Ashtonem.

— Tata? Przepraszam, myślałam, że to spam.

— Nic się nie stało — powiedział spokojnie. — Nie masz mojego numeru, więc nie miałaś prawa wiedzieć, że to ja. Chciałem zadzwonić do ciebie osobiście, bo... Tak w ogóle, to nie przeszkadzam?

Na sklepie pojawiła się pani Smith. Zmierzyła mnie ostrzegającym wzrokiem, gdy zobaczyła mnie z komórką przy uchu.

— Zaczekaj moment. — Odsunęłam telefon od twarzy i zerknęłam na szefową. — To bardzo ważny telefon, nie zajmie to długo, przysięgam.

Frances Smith machnęła ręką, dając mi znak, żebym poszła na zaplecze, a sama stanęła za ladą. Podziękowałam jej i szybko udałam się na tyły sklepu.

— Już jestem — powiedziałam do telefonu. — Jestem jeszcze w pracy, ale za niecałe pół godziny wychodzę. Coś się stało?

— Właściwie to tak... Właśnie rozmawiałem z Lukiem Hemmingsem.

Oparłam się o ścianę i wzięłam głęboki oddech. Czekałam na taką informację przez ostatnie cztery dni. Nie wiedziałam jednak, czy się cieszyć, czy płakać. Nie potrafiłam stwierdzić po głosie taty, czy jest zdenerwowany czy spokojny. Czy było źle czy dobrze. Czy Hemmings przyniósł pozytywne wieści, czy wręcz przeciwnie.

— No i co? Co powiedział? — zapytałam czując narastające zainteresowanie. — Wszystko już sobie wyjaśniliście? Sprawa zamknięta?

— I tak i nie — powiedział niezmiennie spokojnym głosem. — Ale nie martw się, nic mi z jego strony nie grozi, nie zabiłem Prestona i on o tym wie. A skoro to ustalone, to doszedłem do wniosku, że już nie muszę się ukrywać, dlatego pomyślałem... Co ty na to, żebyśmy cię dzisiaj odwiedzili?

— Co?

Nie mogłam w to uwierzyć. Tata chciał opuścić swoją kryjówkę. Ruszyć z miejsca. Chciał odwiedzić mnie w domu. Ja chyba śniłam.

— Przecież nie mogę siedzieć tak zamknięty w czterech ścianach — powiedział, a ja wyczułam w jego głosie nutkę frustracji. — Poza tym chcę zobaczyć jak mieszkasz, jak sobie radzisz... Chcę się z tobą spotkać. Stęskniłem się.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz