Dobra rada na przyszłość – nigdy nie kupować lodów z budki, do której nie ustawia się długa na kilka kilometrów kolejka. To prosta sprawa. Sznur ludzi to najlepsza recenzja każdego lokalu gastronomicznego. Sznur ludzi oznacza, że żarcie jest tak dobre, że ci ludzie są w stanie stać tam pół dnia, by móc kupić coś, co zjedzą w dziesięć minut. Ja wprawdzie nie byłam aż tak wymagająca, bo brak pieniędzy nauczył mnie nie wybrzydzać – kupowałam tam, gdzie było tanio, a moim jedynym wymogiem co do smaku było to, by dało się to przełknąć, a potem się nie rozchorować i nie spędzić całego dnia w toalecie. Mimo tego w tamten czwartek pożałowałam, że podjęłam taką, a nie inną decyzję.
Do kupienia lodów skusiło nas... Właściwie to nie wiem co. Po prostu było to pierwsze stoisko z lodami, na które się natknęliśmy, gdy przeoczyliśmy poprzednie. Wyglądało schludnie, nic nie kleiło się od brudu, a facet, który się do nas uśmiechał zza lady, miał czyste zęby i foliowe rękawiczki ochronne. Nie było akurat kolejki, więc podeszliśmy i wzięliśmy po jednej gałce; ja czekoladowych, a Ashton waniliowych lodów. Każdy zapłacił za siebie. Podziękowaliśmy sprzedawcy, który życzył nam smacznego posiłku i miłego dnia, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nie minęła minuta, jak obydwoje wydobyliśmy z siebie okrzyk obrzydzenia, praktycznie w tym samym momencie. Spojrzeliśmy na siebie, by się upewnić, że nie zwariowaliśmy, a potem parsknęliśmy śmiechem. Ashton stwierdził, że jego lód smakuje jak mydło wymieszane ze skwaśniałym mlekiem, smak mojego porównałabym natomiast do czegoś, co znaleźć można na nieumytej desce klozetowej. Nie żebym kiedykolwiek jadła coś z deski klozetowej, ale brązowy kolor lodów czekoladowych kojarzył się jednoznacznie. Skończyło się na tym, że na najbliższym skrzyżowaniu wyrzuciliśmy nasze desery do śmietnika.
Szliśmy dalej, dyskutując o potencjalnie najgorszych smakach lodów, jakie mogłyby powstać. Ashton postawił na gotowaną fasolkę, ja na ser pleśniowy. Lubiłam ser, wręcz kochałam ser, ale moja miłość kończyła się wtedy, gdy ten ser posiadał pleśń. Ser z zielonym albo niebieskim nalotem powinien znajdować się tylko tam, gdzie jego prawowite miejsce – w kontenerze na przeterminowaną żywność.
W pobliżu Empire State Building zrobiliśmy drugie tamtego dnia podejście do food trucków. Ten akurat sprzedawał napoje, a mnie cholernie chciało się pić. Postanowiłam więc zaryzykować, zwłaszcza, że byłam świadkiem, jak pewna kobieta kupiła tam kawę, a po wzięciu pierwszego łyka cmoknęła z zachwytem. Chyba mogłam to uznać za dobrą recenzję.
Ashton też zastanawiał się nad kupnem, ale stwierdził, że najpierw poczeka na moją opinię. Szturchnęłam go w bok za karę, że traktuje mnie jak obiekt testowy, a potem zamówiłam duże mrożone latte. Było całkiem niezłe, a przede wszystkim zimne, a ochłodzenie to coś, czego wtedy było mi trzeba. Ashton usatysfakcjonowany moją recenzją, też kupił sobie kubek, a potem ruszyliśmy dalej w kierunku, gdzie zostawiliśmy samochód. Chyba. Plan Manhattanu był raczej prosty, ale dla mnie wszystkie ulice i wieżowce wyglądały identycznie.
Gdy dotarliśmy do Bryant Parku, ucieszyłam się, że jednak się nie zgubiliśmy. Dopijaliśmy już kawę i mogliśmy kierować się w stronę parkingu, ale żadne z nas jeszcze nie chciało wracać. Nikt nawet nie zasugerował, że powinniśmy się już żegnać i jechać do domu. Było naprawdę przyjemnie. Słońce ogrzewało nam twarze, które od razu ochładzały się dzięki rześkiemu wiatrowi zwiastującemu zbliżający się deszcz, a klaksony samochodów, kręcący się jak mrówki turyści i ogólny gwar miasta przestawały irytować. Dlaczego mielibyśmy już wracać? Przecież nikomu nigdzie się nie spieszyło. Przecież mieliśmy jeszcze tyle podejrzanych food trucków do przetestowania.
Food truck numer trzy, który był właściwie wózkiem wielkości metr na metr, znajdował się na skraju parku, niedaleko skrzyżowania z Szóstą Aleją. Można było kupić tam popcorn. Solony, maślany albo karmelowy, nic więcej, ale tyle mi w zupełności wystarczało. Tym razem nie miałam też żadnych obaw, bo czy da się w ogóle zepsuć popcorn? Chciałam wziąć karmelowy, ale strasznie zasłodziłam się kawą, bo choć była smaczna, to duża ilość cukru była zdecydowanym minusem. Dlatego wyjątkowo zdecydowałam się na solony, by trochę otrzeźwić kubki smakowe. Ashton nie miał ochoty, więc kupiłam małą porcję tylko dla siebie.
CZYTASZ
Paranoid ✔
Mystery / ThrillerI CZĘŚĆ DYLOGII Valerie nigdy nie podejrzewała, że jej na pozór idealne życie tak nagle legnie w gruzach. Tragiczna śmierć ojca, nieoczekiwana choroba matki oraz wizja bankructwa zmusiły ją do przeprowadzki i zrezygnowania z wymarzonych studiów. Mie...