Rozdział 35

11 0 0
                                    

Od dobrych dwudziestu minut próbowałam dodzwonić się do Michaela. Ogółem wykonałam już chyba z dwanaście połączeń. Za każdym razem był sygnał, ale nikt nie odbierał. Chyba wolałabym brak sygnału, wtedy pomyślałabym, że padła mu komórka, a w tym przypadku zaczynałam panikować. Dlaczego nie odbierał? Jeśli nie mógł, mógł napisać mi krótką wiadomość. Sama też wysłałam mu jedną z prośbą o kontakt, ale nawet jej nie odczytał.

Do diabła z Hemmingsem. Pewnie jego groźby były niczym więcej niż pustymi słowami. Miały mnie przestraszyć, zdekoncentrować, wyprowadzić z równowagi. Chciał tylko zagrać mi na nosie, a teraz miał pewnie niezły ubaw, że dałam się nabrać. No bo tak szczerze, czy Luke naprawdę zagrażał Michaelowi? Czy miał jakiekolwiek jego dane poza imieniem? Wiedział, jak go namierzyć? A gdyby go namierzył, naprawdę byłby w stanie zrobić mu krzywdę? I to tylko dlatego, bo był zazdrosny, że nie wyszło mu z dziewczyną? Chciałabym odpowiedzieć, że nie, że to nielogiczne, ale przecież Hemmings nie działał logicznie. A tacy ludzie są najbardziej niebezpieczni.

Napisałam do Michaela jeszcze jedną wiadomość, błagając go, by jak najszybciej do mnie oddzwonił, a następnie wybrałam numer do taty. Wiedziałam, że zacznie panikować, kiedy tylko się dowie, że był u mnie Luke, ale musiałam się komuś wygadać. Musiałam poinformować kogoś o swoich obawach.

Jak na złość, ojciec również nie odebrał. Za drugim razem też nie. Cały czas był sygnał zajętości. Jasna cholera, czy to jakieś pieprzone problemy z ogólnokrajową siecią? A może psuł mi się telefon? Nie miało to żadnego sensu, ale wtedy próbowałam wmawiać sobie wszystko, by tylko nie ześwirować.

Okej, do trzech razy sztuka. Postanowiłam skontaktować się z jeszcze jedną osobą i padło na Ashtona. Gigantyczna fala ulgi zalała całe moje ciało, kiedy usłyszałam jego głos. Boże, przynajmniej on nie postanowił mnie zignorować.

— Słuchaj, próbuję dodzwonić się do taty, ale nie odbiera — powiedziałam szybko. — Wiesz, co jest grane? Jest tam gdzieś w pobliżu?

— Jest, ale od dobrych trzydziestu minut siedzi na telefonie, pewnie dlatego nie może odebrać.

— Na pewno? — Choć trochę odetchnęłam, to musiałam się upewnić. — Z kim można tak długo gadać?

— No na przykład z prawnikiem.

— Och. — No tak, tata wspominał, że będzie musiał skontaktować się ze swoim prawnikiem. Czyli to oznaczało, że... zaczął już intensywnie działać w związku ze swoim powrotem do dawnego życia. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. — No dobra, dzięki, trochę mnie uspokoiłeś.

— Co się stało? Brzmisz na zdenerwowaną.

— Zdenerwowaną? Coś ty. Wcale nie jestem zdenerwowana — powtarzałam, robiąc kolejne kółka po pokoju. — Nie mam czym być zdenerwowana, bo przecież nic się nie stało.

— Nie wygłupiaj się, tylko mów — powiedział ostrzej. — Przecież słyszę, że coś jest nie tak.

— Ja po prostu... Muszę... — I wtedy wpadłam na pewien pomysł. Spontaniczny i zupełnie bezsensowny, ale w tamtym momencie jedyny, jaki miałam. — Muszę zobaczyć się z Michaelem. Podasz mi jego adres? Wiem, że masz. Śledziłeś go pod dom. Bo ta duża, ceglana chata to jego dom.

— Po co ci jego adres? — Jego głos stał się oschlejszy. — Nie możesz po prostu do niego zadzwonić?

— Próbuję, ale nie odbiera. A to cholernie ważne. Sprawa życia i śmierci.

— Okej, czy możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? Bo serio zaczynam się niepokoić. Jaka znowu sprawa życia i śmierci?

— Luke u mnie był — powiedziałam, wreszcie siadając na kanapie. Od tego kręcenia się w kółko coraz bardziej bolała mnie głowa, a wcześniej byłam tak zaaferowana, że jeszcze nie wzięłam leku na migrenę.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz