Rozdział 31

14 1 1
                                    

Chłodny prysznic nieco mnie otrzeźwił i sprawił, że trochę ochłonęłam. Teraz marzyłam tylko o tym, by położyć się na łóżku, głęboko zasnąć i spać do południa. Byłam jednak naiwna sądząc, że tamtego wieczora zaznam już spokoju. Kiedy tylko weszłam do sypialni, zobaczyłam rozwalonego na materacu Ashtona. Musiałam przymknąć oczy i wziąć bardzo powolny, bardzo głęboki oddech, bo inaczej warknęłabym tak, że Calum i tata zerwaliby się na równe nogi.

Już miałam kazać Ashtonowi wypierdalać, ale on był szybszy. Wstał z łóżka i podszedł bliżej. Nie miał już na twarzy kpiącego uśmieszku, a jego wzrok był skupiony na mnie. Na całej mnie. Wyraźnie widziałam, jak omiótł mnie całą, z góry na dół, zatrzymując się chwilę dłużej na moich gołych udach.

— Nie chcę się kłócić, okej? — powiedział, w końcu patrząc się tam, gdzie powinien: na moją twarz. — Rzeczywiście trochę przesadziłem i nie mam nic na swoją obronę. Przestaniesz się już wściekać? Bo to naprawdę bez sensu.

— Magiczne słowo, a może przestanę.

— Przepraszam?

— A zrozumiałeś, za co przepraszasz?

— Byłem niepotrzebnie opryskliwy w stosunku do twojego kolegi Michaela — powiedział, jakby recytował to z pamięci. — Nie znam go i nie powinienem oceniać go z góry. Nie sądziłem, że aż tak się tym przejmiesz, więc przepraszam. I tak dla jasności, nie mam nic do twoich nóg. Kazałem ci się ubrać, bo... — Uniosłam brwi. Obserwowanie, jak się gimnastykuje, by jakoś się z tego wykręcić, było całkiem zabawne. — Po prostu już nie będę się wtrącać w to, jak się ubierasz. Bo podoba mi się, jak się ubierasz.

— Okej? — Byłam skołowana. To wyjaśnienie brzmiało jak bełkot i wcale niczego nie wyjaśniało. Postanowiłam to jednak zaakceptować, bo w tym momencie raczej nie był w stanie wymyślić bardziej sensownych argumentów. Do tego potrzeba trzeźwości mózgu. — To wszystko? Bo chciałabym już pójść spać.

— Tak, to wszystko. Sypialnia jest twoja.

— Na pewno? Bo w sumie to twój dom, co sam podkreśliłeś...

— Technicznie to nie mój. Zresztą oddałem sypialnię Clarence'owi, a on tobie, więc koniec tematu.

— A ty gdzie będziesz spał?

— W drugim pokoju jest dmuchany materac.

— Wygodny?

— Nie — odpowiedział szczerze. — Ale mam jakieś wyjście?

— Możesz spać ze mną.

Tak, znowu to robiłam. Znowu zapraszałam go do łóżka. I znowu chwilę po tym, jak mnie wkurwił. Czy to już podchodziło pod jakiś masochizm? A może drzemało we mnie zdecydowanie więcej empatii, niż sądziłam? Przecież nie istniało żadne inne wyjaśnienie.

— Nie mówisz serio. — Ashton podejrzliwie zmrużył oczy.

— Już z tobą spałam i wiem, że potrafisz być grzeczny. Nie rozwalasz się, nie chrapiesz, nie zabierasz kołdry i nie próbujesz mnie obmacywać przez sen. — Skłamałam. Ale tego akurat nie musiał wiedzieć. Wierzyłam, że jego noga pomiędzy moimi łydkami była jednorazową sytuacją. — Wiem też, że po pijaku nie potrafisz usnąć byle gdzie, co wyraźnie potrafi Calum, więc znaj moje dobre serce i śpij ze mną. A jeśli nie chcesz, to idź już i daj mi spokój.

Weszłam do łóżka, czekając, aż Ashton podejmie decyzję. Było mi wszystko jedno. Chciałam tylko, by zgasił światło, a potem położył się obok, albo stąd wyszedł i po prostu dał mi spać. I nie minęła minuta, jak w pokoju zapadła ciemność, a Ashton ułożył się po drugiej stronie materaca.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz