Rozdział 1

32 4 0
                                    

Od pięciu minut wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w zaparkowany po drugiej stronie ulicy samochód. Czy byłam fanką motoryzacji? Absolutnie nie. Moja wiedza na temat aut kończyła się na tym, że potrafiłam odróżnić terenówkę od minivana i rozpoznać kilka marek. Jasne, że czasem obracałam się za jakaś fajną, sportową furą, bo powiedzmy sobie szczerze – lśniące cacko za ćwierć miliona chyba na każdym robi wrażenie. Ale auto, które stało pod moim domem było najzwyklejszym w świecie nudnym, czarnym sedanem, których po tym mieście jeżdżą setki. Nie wyróżniało się niczym i w innych okolicznościach pewnie nie zwróciłoby mojej uwagi. No ale właśnie, okoliczności. To one sprawiały, że tak nagle zainteresowałam się motoryzacją.

Auto nie należało do żadnych z moich sąsiadów i miałam co do tego pewność. Mogłabym sobie tłumaczyć jego obecność pod moim domem na dziesiątki innych sposobów, gdyby nie fakt, że widywałam je w przypadkowych miejscach o przypadkowym czasie, a nie tylko pod własnymi oknami. Jeździło za mną jak pieprzony cień już od kilku tygodni, przynajmniej od dwóch. Było zawsze tam gdzie ja. Gdzie się nie obróciłam, tam stał zaparkowany czarny sedan. Zawsze ten sam.

To nie tak, że się bałam. Zwyczajnie mnie to wkurwiało. Na początku próbowałam sobie wmawiać, że to zwykły samochód, który ma prawo parkować, gdzie tylko mu się podoba, a ja dopisuję do tego jakieś debilne teorie spiskowe. Oglądałam zdecydowanie za dużo thrillerów. Ale to już przestało być zabawne. Byłam niemalże przekonana, że mam cholernego stalkera i nie miałam zielonego pojęcia dlaczego. Kim jest, skąd się wziął i o co mu chodzi. I właśnie to mnie tak wkurwiało. Niewiedza.

Woda w czajniku zagotowała się. Sięgnęłam po swój ulubiony kubek i wsypałam do niego dwie łyżeczki taniej, mielonej kawy. Wyglądała okej, pachniała też nieźle, ale w smaku była obrzydliwa i nawet mleko nie pomagało. Jeżeli jesteś przyzwyczajona do świeżo mielonej kawy z górnej półki, to wszystko inne zaczyna smakować jak napar ze ściery. Niestety parę tygodni temu sytuacja zmusiła mnie do podjęcia drastycznych środków i sprzedania swojego ukochanego ekspresu. Wprawdzie dopiero co go kupiłam, wydając na niego ciężko zarobione pieniądze, ale kiedy musisz wybierać między smaczną kawą, a opłaconymi rachunkami, wybór wydaje się jasny. Przynajmniej to sypane coś miało w sobie kofeinę i skutecznie karmiło mój nałóg.

Trzymając w dłoniach kubek, ponownie podeszłam do okna. Czarny sedan znajdował się w niezmiennej pozycji. Nie działo się nic. Nikt do niego nie wsiadał, nikt nie wysiadał. Jeszcze nigdy nie wiedziałam kierowcy. Podejrzewałam, że był przyklejony do kierownicy niczym guma do żucia do szkolnej ławki. Inaczej nie potrafiłam wytłumaczyć faktu, że czasami wystarczała chwila nieuwagi, a samochód znikał z mojego pola widzenia, a ja nigdy nie byłam w stanie dostrzec, kto siedzi za kółkiem. Kierowca więc musiał przebywać w nim non stop i świetnie się z tym maskować, bo w wersję o aucie widmo jakoś nie chciało mi się wierzyć, choć to brzmiało jak pomysł na niezły horror klasy B, przy którym można udławić się popcornem ze śmiechu.

Spojrzałam na zegarek i stwierdzając, że za parę minut powinnam już wychodzić, zaczęłam kończyć poranną rutynę. Telefon z naładowaną baterią – jest. Portfel ze wszystkimi dokumentami i drobniakami – jest. Silne leki przeciwbólowe – są. Wszystko wrzuciłam do torebki. Sprawdziłam, czy zamknęłam każde okno, czy wyłączyłam laptopa, czy zakręciłam kurki w kuchence, czy zgasiłam światło w łazience. Po stwierdzeniu, że wszystko jest okej, wzięłam dwa ostatnie łyki kawy, przeczesałam włosy, poprawiłam pomadkę i wskoczyłam w buty. Zamykając drzwi upewniłam się kilkukrotnie, że zakluczyłam je na oba zamki i ze spokojem ducha opuściłam budynek.

Poczułam lekki napływ adrenaliny, kiedy kierowałam się w stronę przystanku autobusowego. I bynajmniej nie chodziło o ekscytację na myśl o podróży czyściutką i pachnącą komunikacją miejską, a o to, że po drodze miałam minąć czarnego sedana. Może wreszcie uda mi się zobaczyć kto i czy w ogóle ktoś siedzi w środku? Może dostrzegę jakiś drobny szczegół? Czubek głowy, kawałek palca, cholerną zawieszkę zapachową na lusterku, cokolwiek, co choć trochę przybliży mnie do rozwikłania największej zagadki ostatnich tygodni. Nie miałam jeszcze okazji stanąć przed maską ów samochodu. Zawsze uciekał niczym mucha na widok łapki na owady, zanim się do niego zbliżałam. A to jeszcze bardziej upewniało mnie w przekonaniu, że coś tu jest nie tak i to nie jest przypadkowy wóz. Ten ktoś bardzo nie chciał, abym odkryła jego tożsamość. Zaczęłam nawet podejrzewać, że to ktoś, kogo znam i kogo zupełnie się nie spodziewam. Może to Chuck, koleś z którym umawiałam się w liceum? Zawsze mi się wydawało, że ma nierówno pod sufitem.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz