Minęły dopiero dwa dni, odkąd ostatni raz widziałam tatę i jego przybranych synów, jak ostatnio zdarzało mi się nazywać ich w myślach, a ja już umierałam z tęsknoty. Okej, może brzmiało to zbyt dramatycznie, zwłaszcza jak na mnie, ale to określenie chyba dobrze odzwierciedlało to, co czułam. Naprawdę przyzwyczaiłam się do życia sieroty. Od ponad półtora roku egzystowałam bez matki i od ponad pięciu lat bez ojca. Gdy ten ojciec nagle wrócił, wszystko wywróciło mi się do góry nogami, ale cholera, to w końcu mój ojciec. Za każdym razem, gdy się na niego wkurwiałam albo miałam żal o to, co zrobił, cichy głosik w mojej głowie szeptał, że przecież go odzyskałam, że zdarzył się cud, że wreszcie nie będę sama. A tu nagle klops. Odzyskałam go na trzy tygodnie, zdążyłam się na nowo przywiązać, a teraz znowu mnie zostawił. Jeszcze nie potrafiłam przejść z tym do porządku dziennego i chyba właśnie stąd ta dramatyczna tęsknota.
Gdy odwiózł mnie do domu we wtorkowe popołudnie, nasze pożegnanie przeciągało się w nieskończoność. Wreszcie ktoś musiał to przerwać, bo inaczej siedzielibyśmy tak w aucie do wieczora i tym kimś byłam ja. Ojciec ostatni raz obiecał, że będzie regularnie dzwonił, a zanim wysiadłam z samochodu, wcisnął mi do ręki czterysta dolarów. Tym razem postanowiłam schować dumę i je przyjąć. W końcu cztery stówy piechotą nie chodzą.
Tata zadzwonił już następnego dnia wieczorem, kiedy dotarli do Laconii. Powiedział, że podróż była długa i męcząca, ale obyło się bez problemów i dojechali bezpiecznie. Calum też na chwilę włączył się do rozmowy i przesłał mi gorące pozdrowienia. A Ashton? Ashton nie odezwał się ani słowem. Nie obraziłabym się, gdyby powiedział mi zwykłe „hej", ale skoro zamierzał od tej pory traktować mnie jak powietrze, to jego wybór.
Też chciałam traktować go jak powietrze, przysięgam, ale w czwartek nie wytrzymałam. Tego dnia były jego urodziny. Nie że zapisałam to sobie w kalendarzu, absolutnie, po prostu to zapamiętałam. Wprawdzie już to opiliśmy i dostał ode mnie coś na kształt życzeń, ale pomyślałam, że będzie dojrzałym z mojej strony, gdy do niego napiszę. Tak z grzeczności. Niech wie, że nie jestem tak obrażalską gówniarą jak on.
Ale, żeby nie było tak miło, najpierw postanowiłam wybadać grunt. Dlatego w porze lunchu, gdy nie miałam nic do roboty w butiku, wyjęłam telefon i zaczęłam pisać.
Ja: Nadal masz focha?
Dupek z chevroleta: Nie mam żadnego focha
Wow, byłam w autentycznym szoku, gdy mi odpisał. I nawet zrobił to dosyć szybko, bo na odpowiedź czekałam niecałe dwie minuty. Pomyślałam, że może będziemy w stanie zapomnieć o tej jednej, niezręcznej nocy i zacząć normalnie ze sobą rozmawiać, tak jak kiedyś.
Dupek z chevroleta: Czego chcesz?
No i cała nadzieja wyparowała. To pełne pretensji pytanie leżało daleko od czegoś, co mogłam nazwać normalną rozmową. Czego ja się spodziewałam?
Ja: Chciałam złożyć ci życzenia urodzinowe, ale najwidoczniej nadal na nie nie zasługujesz
Dupek z chevroleta: A co ja takiego zrobiłem?
Ja: Naprawdę jesteś takim debilem, czy tylko udajesz?
Dupek z chevroleta: Jeżeli mamy tak rozmawiać, to może lepiej skończmy
Ja: Jesteś tak strasznie niedojrzały. Ile skończyłeś lat, 10?
Dupek z chevroleta: 26
Ja: Chyba omyłkowo wskoczyła ci dwójka z przodu
Dupek z chevroleta: To składasz te życzenia, czy chcesz się ze mną podroczyć? ;)
CZYTASZ
Paranoid ✔
Gizem / GerilimI CZĘŚĆ DYLOGII Valerie nigdy nie podejrzewała, że jej na pozór idealne życie tak nagle legnie w gruzach. Tragiczna śmierć ojca, nieoczekiwana choroba matki oraz wizja bankructwa zmusiły ją do przeprowadzki i zrezygnowania z wymarzonych studiów. Mie...