Rozdział 45

7 0 0
                                    

Gabinet w posiadłości Cliffordów zamienił się w istne pole rozpaczy.

Luke Hemmings i Jonathan Clifford leżeli nieruchomo, oboje zatopieni w kałużach krwi. Bielutki na twarzy i nieobecny wzrokiem Michael siedział na podłodze wśród potłuczonego szkła oparty o regał; obok niego pistolet, który wypadł mu z ręki chwilę po oddaniu strzału. Sofia już nie łkała, ale po jej policzkach nadal spływały łzy. Widziałam, jak odruchowo zerka w kierunku Hemmingsa, którego martwe, puste oczy skierowane były ku górze. Ten widok bez wątpienia ją przerażał, bo im dłużej patrzyła na niewładnie ciało, tym bardziej drżała, ale i tak to robiła, jakby nie mogła się powstrzymać. Wierząc, że dzięki temu poczuje się lepiej, objęłam ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie niczym małe dziecko. To nieważne, że była dla mnie obcą osobą. W tamtym momencie zwykłe przytulenie było czymś, czego obie potrzebowałyśmy.

Pierwszą osobą, która odważyła się zrobić cokolwiek i przerwać tę martwą, niestety tym razem dosłownie, atmosferę, był Ashton. Ignorując leżącego obok kanapy Luke'a Hemmingsa, którym nikt nie miał zamiaru się teraz przejmować, podbiegł do ciała Jonathana i sprawdził mu puls. Nie spodziewałam się żadnego cudu i czekałam na potwierdzenie najgorszej informacji, dlatego początkowo nawet nie dotarł do mnie sens jego słów.

— On oddycha. — Kiedy nikt nie zareagował, Ashton szturchnął Michaela w ramię, po czym rzucił głośniej: — Michael, on nadal oddycha, słyszysz? Twój ojciec!

W sekundę oprzytomniałam, Michael zresztą też. Nagle odzyskując pełne siły, poderwał się na równe nogi. Jego puste do tej pory oczy zrobiły się ciemne i zawzięte, jego blada twarz powoli stawała się różowa. Chwilę później ponownie opadł na kolana, tym razem zaraz obok swojego ojca. Przyłożył mu dłoń do szyi oraz nachylił nad twarzą.

— Żyje... On żyje — wyszeptał.

— Więc dzwoń na pogotowie, już!

Ogarnięty paniką Michael zaczął rozglądać się po pokoju. Wreszcie jego wzrok padł na biurko, gdzie leżała jakaś komórka. Wziął ją, a potem przyłożył kciuk swojego ojca do ekranu. Chwilę później rozmawiał już z dyspozytorem numeru alarmowego. W tym samym czasie Ashton próbował tamować ranę postrzałową w klatce piersiowej Jonathana, a potem poprosił, by ktoś mu pomógł w tamowaniu drugiej, tej na nodze. Zgłosiłam się na ochotniczkę, rzucając w stronę Sofii przepraszające spojrzenie. Puściła mnie z trudem, a potem znowu objęła swoje kolana i zatopiła w nich twarz. Zanim jednak dołączyłam do Ashtona, ukucnęłam nad Lukiem. Pomyślałam, że skoro Jonathan żyje, to istnieje szansa, że Hemmings też, chociaż jego szeroko otwarte oczy nie zwiastowały nic dobrego. Z wielkim oporem, wręcz obrzydzeniem, nachyliłam się nad jego twarzą i złapałam nadgarstek, ale nie wyczułam ani oddechu, ani pulsu. Dla Luke'a Hemmingsa nie było już ratunku.

Kiedy Michael skończył rozmawiać, odrzucił telefon, a potem zrobił coś, co zszokowało nas wszystkich. Sięgnął po pistolet, przyjrzał mu się dokładnie, a potem z dziwną determinacją wymalowaną na twarzy wytarł chwyt w materiał swojej bluzy, na sam koniec wsadzając go w dłoń Jonathana.

— Co ty, do cholery, robisz? — zapytał Ashton wściekle.

— Nie pójdę siedzieć. Skoro ten skurwiel nadal żyje, to niech on za to odpowie.

— Kretynie, to była obrona konieczna! — krzyknęłam. — Hemmings wszedł na prywatny teren, groził nam bronią, strzelił, więc miałeś prawo odpowiedzieć!

— Valerie ma rację. — Poczułam się pewniej z tym, co powiedziałam, gdy Ashton mnie poparł. — Luke chciał świadków, to miał świadków. Wszyscy widzieliśmy, że to była obrona konieczna. Ale zacieranie śladów i fałszywe zeznania? Przez takie coś możesz mieć spore kłopoty.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz