Rozdział 3

27 1 0
                                    

To był jeden z najgorszych weekendów w ostatnim czasie. Całą sobotę spędziłam na odsypianiu gigantycznego kaca oraz bezsensownej walce z moją ukochaną przyjaciółką migreną, której odwiedziny były oczywiste po tym, ile wypiłam w piątek. Dodatkowo, jak na złość, odezwał się do mnie Michael. Przeprosił, że poprzedniego dnia nie miał dla mnie czasu i chciał się spotkać. Niestety musiałam go spławić. Nie miałam siły na żadne randki. Czułam się jak wyżuta guma. Zresztą i tak nie zamierzałam ruszać się z domu, ani przyjmować żadnych gości, bez względu na moje samopoczucie. Zabarykadowałam się w mieszkaniu jak w fortecy. Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki, zasłoniłam okna roletami i prawie w ogóle nie wstawałam z kanapy. Zjadłam tylko jeden posiłek, po którym mnie zemdliło, więc od razu wróciłam spać. Jedyne, czego wtedy było mi trzeba, to święty spokój.

Niedziela minęła mi podobnie. Wprawdzie kac odpuścił, migrena częściowo też, ale i tak czułam się fatalnie. Powiedzmy to sobie wprost – trzęsłam się jak galareta po tym, co przydarzyło mi się w piątkowy wieczór. Już nawet chrzanić tego faceta z nożem, który próbował mnie okraść. O wiele bardziej martwił mnie facet numer dwa, który postanowił mnie uratować. Przez cały dzień łaziłam od okna do okna i dyskretnie wyglądałam na ulicę w poszukiwaniu czarnego chevroleta. Na szczęście go nie znalazłam, ale to wcale mnie nie uspokoiło. Chyba wolałabym mieć go na oku. Wiedzieć, gdzie jest i co planuje. Czy to dziwne?

Isabel jeszcze nie wiedziała o tym, co się stało. Nie chciałam jej zamartwiać i przy okazji psuć jej weekendu, który zapewne też spędzała na dochodzeniu do siebie. Wymieniłyśmy się tylko kilkoma wiadomościami. Zapewniłam ją, że dotarłam do domu cała i zdrowa, co mimo wszystko było prawdą, a potem wzajemnie życzyłyśmy sobie szybkiego pokonania kaca.

I choć nie chciałam jej martwić, mówiąc o tym, co się stało, to jednocześnie czułam durną potrzebę, aby utrzeć jej nosa. Twierdziła, że to wszystko to tylko wymysł mojej wyobraźni, a tu niespodzianka – mój stalker istniał, obserwował mnie, a do tego wiedział, jak mam na imię. Może i obronił mnie przed nożownikiem i mogłam być mu za to wdzięczna, ale za żadne skarby nie wsiadłabym do samochodu z kimś, kto od kilku tygodni wystawał moim domem i pracą. Kimś, kogo kompletnie nie znałam, a kto znał mnie, a ja nie miałam zielonego pojęcia skąd. Dlatego widząc jego auto uciekłam, a na najbliższym skrzyżowaniu złapałam taksówkę i choć mój portfel zapłakał gorzkimi łzami, bezpiecznie wróciłam do domu.

Jego twarz pamiętałam jak przez mgłę – alkohol i nocna pora zrobiły swoje, ale i tak usilnie próbowałam skojarzyć go z kimkolwiek. Może to był jakiś stary sąsiad? Koleś, z którym chodziłam do szkoły? Klient butiku pani Smith? Niestety nic nie przychodziło mi do głowy i z frustracji prawie wyrywałam sobie włosy. Ciekawość doprowadzała mnie do szału i z wielką chęcią zadałabym mu miliard pytań, ale wizja stanięcia z nim twarzą w twarz powodowała u mnie niepokój. Teraz tym bardziej byłam skłonna do zgłoszenia sprawy na policję, ale czy cokolwiek by to dało? Nie miałam danych ani tego faceta, ani jego samochodu poza kolorem i marką, a sam koleś nie zrobił nic, za co mógłby pójść siedzieć. Tak, przyłożył facetowi nóż do szyi, ale... zrobił to w mojej obronie, prawda?

Kurwa, co za absurdalna sytuacja.

Bez względu na ten cyrk zwany również moim życiem, musiałam wrócić do normalnego funkcjonowania. W poniedziałek zwyczajnie udałam się do pracy i nawet obyło się bez większego stresu, bo po drodze nie natknęłam się na żaden podejrzany samochód ani żadnego podejrzanego faceta. To dziwne, że odpuścił akurat teraz, kiedy się zdemaskował. Bawił się w mój cień przez kilka tygodni, żeby nagle stwierdzić, że już mu się nie chce? Bądź co bądź, nie powinnam narzekać. Jeden stalker mniej to o jedno zmartwienie mniej. Co oczywiście nie oznaczało, że przestałam być czujna.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz