Rozdział 29

14 0 0
                                    

Chyba każdy zna definicję niezręcznej sytuacji i chyba każdy, kto przynajmniej odrobinę uczestniczy w życiu towarzyskim, znalazł się kiedyś w takiej. Niezręcznie jest wtedy, gdy na weselu dosiądzie się do ciebie pijany wujek i chuchając ci wódą w twarz, zacznie gadać o tym, jaka z ciebie pannica i wypytywać o adoratorów. Niezręcznie jest wtedy, gdy jesteś na mieście ze swoją nową połówką, spijacie sobie z dzióbków i nagle wpadasz na swojego byłego, o którym nie chciałaś pamiętać, bo rozstaliście się w żenujących okolicznościach. Niezręcznie jest wtedy, gdy rodzice zaczynają z tobą TĘ rozmowę i przypominają o zabezpieczeniu, kiedy wychodzisz z domu na noc, a ty, czując jak palą ci się uszy, masz ochotę krzyknąć, że już to wszystko wiesz, bo przecież masz internet.

Takie sytuacje sprawiają, że pragniesz zapaść się pod ziemię albo pobiec przed siebie i już nigdy nie wracać. Że marzysz o zostaniu pustelnikiem, by już nigdy nie wchodzić z interakcję z drugim człowiekiem. Albo przynajmniej marzysz o dobrych, wygłuszających słuchawkach, by nie musieć słuchać bezsensownego pierdolenia nad twoim uchem. Ale za późno, bo to wszystko już się stało. Co zostało usłyszane, nie zostanie odsłyszane, słowa wypuszczone na wiatr nie wyparują i zostaną w przestrzeni na zawsze, a ty utknęłaś w tej sytuacji bez wyjścia i możesz tylko odliczać minuty do końca, by ukrócić sobie cierpienie.

I właśnie tak czułam się siedząc na podwórku domu przy Pleasant Road w Ridge, dnia czwartego lipca, kiedy w jednym miejscu znalazły się osoby, które nie powinny się tam znaleźć.

Tata zaprosił na obiad Michaela, bo taki już był. Towarzyski, przesadnie miły, przesadnie pomocny i kochający otaczać się ludźmi. Nie uważałam tego za dobry pomysł, ale zacisnęłam zęby i wmówiłam sobie, że dam radę. Że przecież nie stanie się nic tragicznego. Co z tego, że Michael nie miał pojęcia, w co się wpakował i mógł zacząć zadawać bardzo niewygodne pytania. Co z tego, że Ashton warczał na niego jak pies obronny, mimo że nie miał żadnego powodu. Na pewno przesadzałam i wcale nie będzie tak źle.

Myliłam się. Było bardzo źle.

Zaczęło się w miarę spokojnie i przez pierwsze dwadzieścia minut miałam jeszcze nadzieję. Tata grał świetnego gospodarza i nie robił żadnej wiochy, a wręcz piorunujące pierwsze wrażenie. Calum biegał wokół Michaela, bo ewidentnie przypadli sobie do gustu. Nawet Ashton spuścił z tonu. W ogóle się nie odzywał, a kiedy tylko łapałam go na tym, że zabijał Michaela wzrokiem, dźgałam go pazurem w żebra i od razu odpuszczał.

Niezręcznie zrobiło się dopiero, gdy usiedliśmy wszyscy na zewnątrz, przy prostokątnym, rozkładanym stole i na ogrodowych, plastikowych krzesłach. Obsługą grilla zajął się ojciec i kiedy on przyglądał się skwierczącym burgerom i piekącej się kukurydzy, ja, Ashton i Calum otworzyliśmy piwo. Michael nie pił, wiedząc, że za parę godzin będzie musiał wracać autem. Tata też nie pił, bo prawdopodobnie nadal brał swoje leki, których nie chciał mieszać z alkoholem. Pomyślałam, że to w sumie szkoda. Tata jeszcze nigdy nie miał okazji, by napić się ze swoją dorosłą już córką. Ominęły go moje osiemnaste urodziny, ominęły go dwudzieste pierwsze. Wiele go ominęło. Tak wiele, że mogłabym wymieniać przez cały tydzień.

— A ty, Michael, czym się zajmujesz? — Pytanie taty było absolutnie normalne i zrozumiałe, ale niestety tylko ja wiedziałam, że to temat, którego mój były-niedoszły nie lubił poruszać. — Studiujesz gdzieś, pracujesz?

— Pracuję. Zwykła, nudna praca biurowa, nic ciekawego.

Ashton chrząknął, próbując w ten sposób zakamuflować śmiech. Najwyraźniej nikt się nie zorientował, poza mną.

— A która firma tak dobrze płaci za pracę przy biurku? — Przez neutralny głos Ashtona przebijała się drwina, której Michael chyba nie wyczuł. — Bo może złożyłbym swoje CV.

Paranoid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz