"Mój szef. Mój AS 2 i pół". Rozdział 4

7.7K 431 91
                                    

Opieram się o futrynę drzwi od gabinetu i śledzę wzrokiem powolne ruchy wiekowego Jana. Siada ciężko za biurkiem, twarz ma zszarzałą, wodzi zmęczonym wzrokiem po blacie, na którym leżą przybory zegarmistrzowskie, sięga po tarczę, następnie po farbkę... Wygląda na to, że będzie kontynuował renowację starego Atlantica, którym zajmuje się od dwóch tygodni. Tym razem jednak, to nie zegarek wymaga renowacji. Mój Janek się popsuł, coś mocno szwankuje i obawiam się, że będzie coraz gorzej.

 Obserwuję jak koncentruje się na zegarku, poświęcając mu pełnię uwagi. Jego ruchy są staranne, precyzyjne, dokładne. Zanurza się coraz głębiej w swojej zegarmistrzowskiej pasji, tracąc kontakt z otaczającym go światem. Mijają kolejne minuty, a wraz z nimi następuje powolna przemiana. Twarz stopniowo odzyskuje koloryt, plecy się prostują, w oczach pojawia się znajoma iskra. Jan młodnieje niczym bohater filmu Ciekawy przypadek Beniamina Buttona... A ja wpadam na genialny pomysł. Wiem, co zrobić, żeby na powrót się nie zestarzał – muszę mu znaleźć pasjonujące zajęcie na każde popołudnie! Coś, co odciągnie jego myśli od ciąży. Co pochłonie go tak znacząco, że zapomni o planowaniu, kontroli i przygotowywaniu naszego życia na narodziny dziecka.

– Może pojedziemy jutro po południu do muzeum pooglądać stare zegarki? – pytam.

To nic, że byliśmy tam już z tuzin razy, a Jan zna każdy eksponat jakby ten należał do jego prywatnej kolekcji.

– To nie będzie możliwe – odpowiada nie podnosząc wzroku.

Oj. Nie jest dobrze.

– Masz już jakieś plany?

– Remont. Trzeba urządzić tu pokój dla dziecka.

Świat się kończy. Zegarki przegrywają z aranżacją wnętrz. Obsesja zegarmistrzostwa zostaje wyparta przez potrzebę zorganizowania przestrzeni potomkowi, który zapewne przez pierwsze trzy lata nie będzie nawet kojarzył, że ma swój własny pokój, nie wspominając o tym, że będzie bał się w nim zostać chociaż przez pół godziny sam (z wyjątkiem kiedy nie będzie spał).

– Po co to wszystko, Janie? Przecież dziecko nie będzie od razu potrzebowało swojego pokoju. Tu jest twój azyl. Dobrze się tu czujesz...

– Gdzie będzie spało?

– Przy mnie, w naszym łóżku. To podobno ułatwia nocne karmienie. Poza tym spanie niemowlaka z rodzicami w tym samym pomieszczeniu obniża ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej, aż o pięćdziesiąt procent – dodaję, bo jestem pewna, że ten argument od razu przekona Jana.

– Zmiażdżysz je.

– Nie zmiażdżę. Mam płytki sen.

– Gdzie postawimy przewijak?

– W sypialni jest sporo miejsca.

– Ubranka?

– Zrobię miejsce w swojej szafie. Wystarczą dwie półki.

Nie wygląda na przekonanego, ale też nie twierdzi, że to zły pomysł. Jest szansa, że uda mi się go przekonać.

– To jak? – Uśmiecham się szeroko i podchodzę do niego entuzjastycznym krokiem. – Jutro po pracy ruszamy na podbój świata zegarów?

Jan podnosi głowę i ściąga brwi.

– Prosiłem, żebyś zaniechała pracy na okres ciąży. Nie powinnaś się stresować, używać szkodliwych dla płodu chemikaliów, ani dźwigać.

– Obiecuję, że nie robię żadnej z tych rzeczy. I miałam na myśli raczej twoją pracę. Kończysz jutro tak, jak zwykle?

– Nie.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz