"Mój szef. Mój AS". Rozdział 4

12.6K 583 53
                                    

Kiedy tylko wysiadam z windy i kuśtykam w stronę biura, dopada do mnie Olga.

– Gdzie byłaś? Nie mogłam się do ciebie dodzwonić.

– Zostawiłam komórkę w biurze. Musiałam coś załatwić na mieście – odpowiadam zdyszanym głosem i odwieszam kurtkę.

Olga przesuwa po mnie wzrokiem, robi wielkie oczy, po czym spogląda na torbę Hugo Bossa i ściąga brwi.

– Masz podartą spódnicę, krwawiącą nogę i torbę ze sklepu z męską odzieżą.

– Jesteś bardzo spostrzegawcza. Później ci wszystko wyjaśnię. – Zabieram zakupy i drepczę szybko, choć kulejąc, w stronę pokoju socjalnego po jakiś środek do dezynfekcji.

– Wpierw będziesz tłumaczyć się Englerowi. Szukał cię.

Staję jak wmurowana.

– Wyszedł z gabinetu?

– Od dwudziestu minut penetruje biuro jak policyjny doberman. Na razie tylko warczy, ale boję się, że zaraz może zacząć gryźć.

– Wbrew pozorom dobermany mają pokojową naturę – stwierdzam zgodnie z prawdą i ruszam do pokoju.

– Są zaciekłe i uparte.

Znawczyni psów się znalazła.

– Być może, ale również silne, dobrze umięśnione i eleganckie.

Olga przytrzymuje mnie za ramię, przekrzywia głowę i przygląda mi się uważnie, mrużąc oczy.

– Czy ty właśnie bronisz sztywnego Jana?

Oj. Chyba się zagalopowałam..

– Nie żartuj. – Prycham ostentacyjnie. – Po prostu, bronię dobermanów. To wspaniała rasa. – Przyspieszam kroku, co jest nie lada wyczynem, zważywszy na to, że powłóczę nogą jak żołnierz po wybuchu miny przeciwpiechotnej.

– A co masz w torbie? – Idzie tuż za mną.

– Prezent dla... – chwila zawahania – przyjaciela. Ma dzisiaj urodziny. – Wchodzę do socjalnego.

– I to była ta pilna sprawa, którą musiałaś załatwić? – Opiera się o blat.

– Mhm. – Sięgam do szafki z apteczką.

– Czyli rozumiem, że poprosiłaś mnie o pilnowanie gabinetu szefa, żeby nikt mu nie przeszkadzał w wideokonferencji, po to by pójść sobie na zakupy. Masz tupet.

Cholerka. Pierwszy raz się do mnie odezwała takim tonem. Olga to naprawdę dobra, pokojowa dziewczyna. Nigdy wcześniej się nie kłóciłyśmy. Wzdycham ciężko i przymykam powieki. Mam dwa wyjścia. Albo jej zaufać i wyznać całą prawdę, albo dla dobra Jana grać dalej w tym marnym przedstawieniu.

– Masz rację. Powinnam od razu powiedzieć ci prawdę... – wzdycham ciężko. – Wszystko przez pieprzonego Englera. Dzisiaj znowu muszę pracować po godzinach, więc nie dałabym rady pójść po prezent. Od samego rana ten buc zatruwa mi życie. I ten jego rzeczowy, grubiański ton. Wiesz co mi odpowiedział, kiedy zapytałam, co sądzi o mojej ofercie, którą wysłałam rano mailem do nowego klienta? Że jedyne sensowne słowa w niej zawarte to: „W razie pytań proszę o kontakt. Pozdrawiam. Maria Gabara."

Olga wybucha śmiechem.

– Cały Engler.

Uff. Złapała się. Co za ulga. No dobra, trzeba kuć żelazo póki gorące.

– Nie znoszę tego ponuraka. – Wyjmuję z apteczki środek do dezynfekcji, waciki i plastry.

– No co ty? A tak dobrze się z tym kryjesz. – Śmieje się. – Swoją drogą, zauważyłaś, że on czepia się ciebie bardziej niż innych pracowników? Może kto się czubi ten się lubi? – Żartuje, poruszając energicznie brwiami.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz