"Mój szef. Mój AS 2 i pół". Rozdział 9

11.6K 507 113
                                    

Czyli tak wygląda piekło. Nie wiem ile lat już żyję w tej rzeczywistości. Codziennie rano widzę pomarszczoną twarz w lustrze. Siwe włosy uczesane w kok. Moje dłonie są żylaste, kościste, skóra cienka i blada jak papier ryżowy. Czuję smutek w sercu, żal, rozgoryczenie, gniew. Jakaś niewidzialna siła pcha mnie co roku w jedno miejsce.

Park ze stawem, nieopodal mojego osiedla. Siadam na ławce i czekam. Nie wiem, na co. Jakiś wewnętrzy głos każe mi czuwać właśnie tutaj. Robię to latami. Zawsze tego samego dnia – dwudziestego czwartego grudnia. Siedzę, czekam, obserwuję ludzi, a kiedy nastaje zmierzch wracam do pustego domu. Nie obchodzę Świąt Bożego Narodzenia. Nienawidzę Wigilii.

Dzisiaj byłam tu już o dziesiątej. Mam ze sobą kanapki, termos z gorącą herbatą, koc. Siadam na ławce. Obok mnie leży moja stylowa torba. Grudniowe, blade słońce ogrzewa mi twarz, zapach śniegu miesza się z powiewem mroźnego powietrza. Obserwuję matki z dziećmi, rodziny, zakochanych nastolatków, emerytów z psami, dziadków z wnukami.

To jest właśnie moje piekło. Mam wspaniałych przyjaciół, uroczego bratanka, który mnie uwielbia, jestem nadal aktywna zawodowo, uwielbiam swoją pracę, odniosłam finansowy sukces, a mimo to czuję, że czegoś mi brakuje.

Mijają godziny, okrywam nogi kocem, jakaś młoda kobieta wrzuca mi dziesięć złotych do pustego kubka od termosu, stojącego obok mnie, odchodzi.

– Moment. To pomyłka. – Wstaję i oddaję jej banknot. – Nie zbieram pieniędzy. Po prostu siedziałam na ławce.

– Ojej, przepraszam. Źle panią odczytałam. – Dziewczyna oblewa się rumieńcem, nie patrzy mi w oczy, wyciąga portmonetkę z torby, chowa do niej dziesięć złotych. Jest wysoka, szczupła, ma dwadzieścia kilka lat, w jej twarzy jest coś znajomego, ciepłego.

– Proszę nie przepraszać za chęć pomocy. Ma pani dobre serce. – Przyglądam jej się uważnie.

– Jestem pragmatyczna. – Uśmiecha się, ale nadal unika mojego wzroku.

– Soniu, idziesz?! – Rozlega się gdzieś z boku męski głos.

– Tak, tak – odpowiada dziewczyna. – Przepraszam. Rodzice z bratem czekają. – Patrzy w ich stronę.

Spoglądam w tym samym kierunku, wyłapuję wzrokiem przystojnego trzydziestolatka, który ma takie same rysy twarzy co Sonia i dziwnie znajomy błysk w oku. Tuż obok niego zauważam starszą parę...

I zamieram.

Serce obija mi się o żebra, zaczyna walić mocno, aż boli. Wpatruję się w starszego mężczyznę i nogi uginają mi się w kolanach. Dosłownie. Zaczynam się chwiać.

– Wszystko w porządku? – Dziewczyna przytrzymuje mnie pod rękę, a ja nie jestem w stanie wymówić ani słowa.

Jan. To przecież mój Jan. Ta sama surowa twarz, tylko pomarszczona. Tak samo nienagannie zaczesane włosy, lecz całkowicie siwe. Ta sama sztywna sylwetka odziana w idealnie dopasowany płaszcz od krawca, choć może nieco przygarbiona. Przenoszę wzrok na jego partnerkę...

Żona. Ucisk zazdrości. Niska blondynka, włosy do ramion, czapka, szara kurtka, spódnica do kostek, kozaki. Taka pipka, co sprząta, gotuje, zajmuje się domem, mężowi usługuje.

Dwójka dzieci. Ukłucie żalu. Syn i córka, tacy podobni do ojca. Od razu wydali mi się znajomi.

Rodzina. Szczypanie pod powiekami. Ból. Żal.

– Dobrze się pani czuje? – Sonia ściska mnie za ramię. Spoglądam jej w oczy, lecz ona unika mojego spojrzenia, jakby się wstydziła. Ale ja wiem, że to nie wstyd, i że to nie przypadek, że wcześniej źle mnie odczytała. Jestem już w tym wieku, że szkoda mi czasu na podchody, więc pytam wprost:

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz