Rozdział 16 - powieść NEW

19.8K 651 97
                                    

Że co? Rozdziawiam usta.

– Słucham? – Mój głos jest tak cichy, że sama ledwie go słyszę.

– Nie zamierzałem pani zwolnić – powtarza tym swoim opanowanym tonem.

– Ale... Jak to? – Wpatruję się w niego zdezorientowana. Próbuję wyczytać z wyrazu jego twarzy drwinę, cokolwiek, co zaprzeczałoby jego słowom. Ale Engler jest poważny jak sędzia orzekający wyrok w sprawie karnej. A z wyroku tego wynika, że wcale nie jest skazujący. Nic nie rozumiem. – Przecież powiedział pan przez telefon, że mam być dzisiaj w firmie o siódmej i zabrać ze sobą pudło na swoje rzeczy.

– Tak właśnie powiedziałem – odpowiada ze stoickim spokojem.

Boże, ja przez niego oszaleję. Dlaczego tak trudno mi się z nim dogadać?

– Skoro nie chciał mnie pan zwolnić, to po co miałam przyjść wcześniej i do tego z pudłem?

– Obiecałem pani, że zajmę się sprawą klimatyzacji. Technicy nie widzą problemu z urządzeniem, więc zdecydowałem, że zmieni pani miejsce pracy na bardziej dogodne. Obok mojego gabinetu jest wolne biurko, powinno być tam pani wygodniej.

Nogi się pode mną uginają. Nie wierzę. Kuźwa, ale odjebałam numer. Jak na geniusza matematycznego mam zdecydowanie zbyt znaczące ubytki w logicznym rozumowaniu. Byłam pewna, że Engler zamierza mnie wywalić z roboty, tymczasem on chciał mnie przesadzić w „bardziej dogodne miejsce".

Nagle wszystko staje się jasne. Pudło miało być na moje rzeczy, które przeniosę na nowe biurko. I miałam przyjść na siódmą, by punkt ósma rozpocząć pracę. Ale ze mnie debilka.

Muszę zapalić. Najpierw jednak usiądę, bo zaraz upadnę. Odstawiam pudło, podchodzę do krzesła, opadam na nie ciężko i kryję twarz w dłoniach. Jest mi głupio, bardzo głupio. Słyszę, że Jan podchodzi do biurka i włącza komputer. W pokoju zapada cisza wypełniona tylko szumem wiatraczka w laptopie.

– Przepraszam – mówię zdławionym głosem. – Źle pana zrozumiałam. Po prostu... – Podnoszę wzrok. Engler wpisuje coś na klawiaturze. – Nadajemy na totalnie różnych falach. Pracuję tu już kilka miesięcy, a między nami ciągle coś zgrzyta. Nie wiem, co jest tego przyczyną... – Biorę głęboki wdech. – Za dwa miesiące w departamencie rozwoju zwalania się etat. Już rozmawiałam z kierowniczką, chętnie mnie przyjmie pod swoje skrzydła...

– Nie zmieni pani działu. – Jan nie podnosi wzroku znad komputera.

– Dlaczego? Mają wolne stanowisko, a ja czuję, że nie nadaję się do pracy w pana dziale.

– A czemuż to się pani nie nadaje? – Ponowny brak kontaktu wzrokowego.

– Nie czuję liczb, choć jestem dobra w liczeniu. Poza tym... Hm, jakby to ująć? Odnoszę wrażenie, że pan za mną nie przepada.

Szaroniebieskie oczy unoszą się znad monitora, patrzą na mnie lodowato, aż robi mi się zimno.

– Odniosła pani mylne wrażenie. Proszę nie analizować, tylko rozpakować swoje rzeczy na nowym biurku i zacząć pracę. – Jego wzrok powraca do komputera.

– Czyli...? Jaka jest pana decyzja? – Nie wiem, po co pytam, skoro domyślam się, jaka będzie jego odpowiedź.

– Zostanie pani w moim dziale. Właśnie wysłałem na pani skrzynkę e-maila z zestawieniem dla klienta. Deadline do siedemnastej.

I to tyle, jeśli chodzi o moją genialną koncepcję przeniesienia się do innego działu. Jan to pacan. Ale przynajmniej mam robotę i nowe stanowisko pracy, gdzie nie będę się pocić i marznąć na zmianę w ciągu tego samego dnia. Jakoś przeżyję. Jest dobrze. Ba! Nawet bardzo dobrze.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz