Rozdział 1 - powieść NEW

41.3K 804 194
                                    

– Pani Maria Gabara?

Unoszę głowę i napotykam szare oczy, które mierzą mnie zimnym spojrzeniem. Po kilku zmarszczkach na czole i surowym wyrazie twarzy wnioskuję, że mężczyzna ma około czterdziestki. Mocna szczęka, brak zarostu, starannie zaczesane włosy, twardy wzrok, zacięte usta. Choć stoi w odległości dwóch metrów ode mnie, wyczuwam od niego męski zapach – klasyczny, ciężki i elegancki – taki wywołujący mrowienie w dole brzucha.

Przesuwam wzrokiem po nienagannie skrojonym szarym garniturze, który leży idealnie na postawnej sylwetce. Żadnego marszczenia, zagięć, niedopasowania. Perfekcyjny – jakby prosto od krawca. Do tego biała koszula, spinki w mankietach, stylowy zegarek (na moje oko antyk), wzorowo zawiązany czarny krawat, spodnie w kant, buty na błysk. Facet jest rosły jak buk w stuletnim lesie i chociaż nie należę do niskich osób, muszę zadzierać głowę, by popatrzeć mu w oczy. Bije od nich taki dystans i powaga, że aż strach się odezwać.

Domyślam się, że to mój nowy szef. Wygląda na szefa – zdecydowanie wyróżnia się z tłumu.

– Zgadza się. Pan Jan Engler?

Odpowiada mi pojedyncze mruknięcie.

No cóż, to chyba było „tak".

– Bardzo mi miło... – Wyciągam dłoń, lecz on nawet na nią nie patrzy.

– Ma pani być codziennie na ósmą rano i ani minuty później – oświadcza stanowczo, poprawia krawat, po czym odchodzi, uważając najwyraźniej naszą rozmowę za zakończoną.

Żadnego: dzień dobry, witamy w naszej firmie, tu jest pani biurko, tu komputer, miłej pracy, pocałuj mnie w dupę...

Co za pacan. Po cholerę wyjechał z takim „powitaniem", skoro nie spóźniłam się dzisiaj nawet minuty? Ba, byłam w biurze za pięć ósma! Co jest dla mnie sporym wyczynem, bo jestem raczej typem sowy niż skowronka.

Wyśmienity początek dnia i końca roku. Nie dosyć, że jestem zestresowana zmianami zawodowymi, to najwyraźniej trafiłam z deszczu pod rynnę. W poprzedniej robocie – niedużej firmie konsultingowej – miałam posadę referenta do spraw finansów, bez szans na awans i podwyżkę. Szef był uprzejmy i starał się być miły (a przynajmniej stwarzał takie pozory). Tu zaś na wejściu dostałam o tysiąc siedemset złotych większą pensję, samodzielne stanowisko starszego specjalisty oraz opiekę medyczną w pakiecie. I wszystko byłoby zajebiście, gdyby nie fakt, że na starcie szef potraktował mnie, jakbym była sznurówką jego eleganckich butów. Niby taka potrzebna, jednak dopóki się nie rozwiąże, nikt nie zwraca na nią uwagi.

Dobra, bez stresu, nie ma co dramatyzować. Może miał po prostu gorszy moment. Każdemu się zdarza. Szkoda tylko, że trafiło akurat na mnie. Pozostaje żywić nadzieję, że mój przełożony nie okaże się totalnym gburem.

Ale się nim okazuje. I to jeszcze tego samego dnia. Nie bez powodu mówi się, że to nie szata zdobi człowieka. Mój szef być może przyciąga uwagę atrakcyjnym wyglądem, ale sposób bycia ma odpychający. Żadnego wprowadzenia do pracy, zero wyjaśnień: co, gdzie, jak i kiedy. W zamian dziesiątki wiadomości na skrzynce pocztowej i jedno wypowiedziane zdanie w ciągu ostatnich jedenastu godzin (tak, chujek od razu wrobił mnie w nadgodziny!).

– Wysłałem pani e-maila, sprawa na teraz – rzuca chłodno, gdy mija moje biurko. Nawet się, kutasina, nie zatrzyma. Zmierza sprężystym krokiem w stronę windy, roztaczając wokół irytująco męski zapach. Chcę go ignorować, ale nie potrafię. Mimowolnie czuję dziwne pobudzenie i jestem na siebie wściekła. Bo po pierwsze: nie podniecają mnie starsi faceci, a mój szef jest ode mnie starszy o jakieś dziesięć lat. Po drugie: nie trawię takich sztywniaków. Po trzecie: jest moim przełożonym, a to mój pierwszy dzień w firmie...

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz