Rozdział 21 - powieść NEW

47.5K 1K 186
                                    

Całujemy się zachłannie, dziko, zwierzęco, dysząc, postękując. Moje dłonie błądzą po jego włosach, karku, ramionach, jego zaciskają się na moich pośladkach. Napiera na mnie całym ciałem, pochłania moje usta, szyję, dekolt. Jego pocałunki są wilgotne, ponaglające. Czuję na plecach chłód od okna, a na piersiach żar bijący od ust Jana.

Jest piekielnie podniecony – domyślam się tego po jego szybkim oddechu, intensywności pocałunków, napiętych ramionach i po tym, jak jego twardy kutas, prężący się w spodniach, ociera się niecierpliwie o cipkę, skrytą pod cienkimi majtkami. Jesteśmy tak blisko, że bliżej się nie da. Dzieli nas tylko ubranie. Chcę, żeby się go pozbył, pragnę poczuć na sobie jego skórę, przywrzeć piersiami do jego nagiego torsu, zobaczyć go bez tej cholernej koszuli z kołnierzykiem.

Nie zaprzestając pocałunków, sięgam do krawata, poluzowuję go po omacku, rozwiązuję, wysuwam z kołnierzyka i upuszczam na podłogę.

– To jedwab – upomina mnie Jan między pocałunkami.

Cholerny pedant.

– Mogę go podnieść i odwiesić na krzesło, żeby się nie pogniótł – żartuję.

– Jedwab się nie gniecie – mówi wprost w moje usta. – Ale to dobry pomysł. – Nieoczekiwanie stawia mnie na podłodze.

Że co? Patrzę na niego zdezorientowana, a on wskazuje głową pod okno, gdzie leży ten jego cholerny krawat.

Jezu, on tak na serio? Ten wzrok. Nie zliczę, jak wiele razy patrzył na mnie właśnie w taki sposób, wydając mi polecenia: „pani Mario, trzeba zrobić analizę dla klienta", „pani Mario, zostaje pani po godzinach", „ pani Mario, tabela siódma i ósma do poprawki. Na już", „pani Mario, brakuje wykresu na dwudziestej stronie. Mam mieć to u siebie na e-mailu za godzinę".

Zrób to, zrób tamto, sramto, owamto.

– Mario, podnieś, proszę, krawat – odzywa się, a ja mam ochotę zdzielić go po pysku.

Pieprzony Jan Rządziciel! Narasta we mnie taka złość, że zaraz wybuchnę. Wiedziałam, że to był zły pomysł, aby mu ulegać. Podniosę ten kurewski krawat i wcisnę mu go do gardła, żeby się nim udławił. A potem zabiorę swoje rzeczy i wychodzę. Niech sobie sam kończy raport roczny i to, co tu zaczął. Cokolwiek to jest.

– Jesteś beznadziejny. Wszystko psujesz. – Rzucam mu nienawistne spojrzenie, opieram się jedną ręką o szybę i schylam po krawat, a wtedy dłonie Jana lądują na moich pośladkach. – Nawet się nie waż... – syczę i już zamierzam się wyprostować, ale on nachyla się nade mną tak, że unieruchamia mnie swoim torsem. Zaraz wbiję mu łokieć pod żebra.

Co on wyrabia?

– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, ile razy chciałem to zrobić, kiedy podnosiłaś coś z podłogi? – mruczy niskim głosem w moje włosy, a mnie przechodzą ciarki. – Jesteś cholerną kusicielką, Mario. – Zaciska palce na moich pośladkach. – Przez ciebie nie mogę pracować, nie mogę się skupić. Powinienem cię dawno temu zwolnić albo pozwolić odejść do departamentu rozwoju.

– To dlaczego tego nie zrobiłeś? Miałeś wiele okazji. – Moje serce wali jak szalone. Jestem na siebie zła, bo w miejscu gniewu pojawia się narastające podniecenie...

– A jak ci się wydaje? – Jego dłoń wędruje po moim pośladku i wnika między uda. Czuję pulsowanie w dole brzucha.

– Bo jesteś niestabilny emocjonalnie, aspołeczny i sam nie wiesz, czego chcesz?

– Wiem, czego chcę, Mario. I chciałem tego od dnia, w którym pojawiłaś się w moim dziale. – Wsuwa palce pod bieliznę.

O Boże. Opieram się dłońmi o szybę, pozwalam mu się dotykać, wypycham instynktownie biodra w jego stronę.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz