Budzi mnie chłód. Otwieram zaspane oczy, zerkam na zegar: czwarta zero osiem. Zimny powiew powietrza przelatuje mi po plecach. Zerkam w stronę okna, a to jest otwarte na oścież. Jasna cholera, ktoś się włamał do mieszkania.
– Janie... – szepczę, szarpiąc go za rękaw od piżamy. Rozglądam się nerwowo.
– Dwa tysiące siedemset pięćdziesiąt dwa – mamrocze przez sen.
Cholerny finansista, co śni o liczbach.
– Jan! Coś jest nie tak. – Potrząsam go za ramię.
Uchyla powieki.
– Dlaczego mnie budzisz?
– Ktoś otworzył okno – mówię ściszonym głosem, żeby nie spłoszyć potencjalnego złodzieja.
Jan unosi głowę, wącha powietrze jak pies tropiący. Zgłupiał czy jak?
– Możesz już zamknąć. – Przekręca się do mnie plecami i kładzie głowę na poduszce.
– Co ty robisz?
– Idę spać.
Noż kurwa.
– A okno? Ktoś je otworzył, pewnie grasuje po salonie...
– Ja je otworzyłem – mówi zaspanym głosem.
Zatyka mnie.
– Jest na minusie a ty otworzyłeś okno w środku nocy? Po jaką cholerę?
– Miałaś gazy. Śmierdziało.
Zabiję go.
– Więc postanowiłeś mnie ukarać zapaleniem płuc!? – Walę go w ramię. – Suszysz mi głowę żebym dbała o siebie i płód, a sam odwalasz takie numery? Wstań i zamknij to pieprzone okno! Już! – Potrząsam nim. Cała wrę.
Jan zwleka się z łóżka. Jest nieprzytomny. I w sumie nie dziwne, skoro do północy wertował Internet w poszukiwaniu najlepszej kliniki porodowej w Polsce. Nie żeby się tym chwalił. Ostatnio prawie w ogóle ze mną nie rozmawia. Zamyka się w swoim świecie i robi habilitację z ginekologii. A ja go szpieguję – przeglądam historię wyszukiwarki, śledzę jego każdy krok i z dnia na dzień martwię się o niego coraz bardziej.
Podchodzi do okna, bierze głęboki wdech. Mroźne powietrze najwyraźniej go ocuca, bo odzywa się już trzeźwym głosem.
– Nie chciałem cię ukarać. Otworzyłem je na chwilę.
– O której godzinie?
– Drugiej zero pięć.
– Czyli dwie godziny temu.
Jan przenosi wzrok na zegarek, ściąga brwi.
– Dwie godziny i trzy minuty temu. – Przesuwa dłońmi po twarzy. – Nie wiem jak to się mogło stać. Usnąłem. Przepraszam. – Zamyka okno i człapie w stronę wyjścia z sypialni.
Dopadają mnie wyrzuty sumienia, że go tak zrugałam. Wstaję i podchodzę do niego, zastępując mu drogę.
– Wracajmy do łóżka. – Sięgam po jego dłoń, lecz on ją cofa. Próbuję zajrzeć mu w oczy, lecz on unika mojego wzroku. – Janie, co się dzieje?
– Idę do toalety.
– Pytam ogólnie. Coś jest nie tak. Porozmawiajmy.
– Nie chcę rozmawiać. – Omija mnie i zostawia samą.
Przeszywa mnie zimny dreszcz. Kładę się z powrotem na swoim miejscu, przykrywam kołdrą po samą szyję. Próbuję usnąć. Nic z tego. Mijają minuty, kwadrans. Jan krząta się po mieszkaniu. Słyszę jak wychodzi z toalety, idzie do kuchni, włącza czajnik, robi sobie coś do picia, siada na kanapie.
CZYTASZ
MÓJ SZEF [ WYDANA ]
RomanceCięte riposty, skrywane pożądanie, namiętny seks. Romans biurowy, który rozpali Twoje zmysły, rozmiękczy serce i rozbawi do łez. Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, a jednak spora grupa kobiet z mojego działu ma odmienne zdanie. Uważają, że mó...