"Mój szef. Mój AS 2 i pół". Rozdział 6

6.8K 330 72
                                    

Budzi mnie chłód. Otwieram zaspane oczy, zerkam na zegar: czwarta zero osiem. Zimny powiew powietrza przelatuje mi po plecach. Zerkam w stronę okna, a to jest otwarte na oścież. Jasna cholera, ktoś się włamał do mieszkania.

– Janie... – szepczę, szarpiąc go za rękaw od piżamy. Rozglądam się nerwowo.

– Dwa tysiące siedemset pięćdziesiąt dwa – mamrocze przez sen.

Cholerny finansista, co śni o liczbach.

– Jan! Coś jest nie tak. – Potrząsam go za ramię.

Uchyla powieki.

– Dlaczego mnie budzisz?

– Ktoś otworzył okno – mówię ściszonym głosem, żeby nie spłoszyć potencjalnego złodzieja.

Jan unosi głowę, wącha powietrze jak pies tropiący. Zgłupiał czy jak?

– Możesz już zamknąć. – Przekręca się do mnie plecami i kładzie głowę na poduszce.

– Co ty robisz?

– Idę spać.

Noż kurwa.

– A okno? Ktoś je otworzył, pewnie grasuje po salonie...

– Ja je otworzyłem – mówi zaspanym głosem.

Zatyka mnie.

– Jest na minusie a ty otworzyłeś okno w środku nocy? Po jaką cholerę?

– Miałaś gazy. Śmierdziało.

Zabiję go.

– Więc postanowiłeś mnie ukarać zapaleniem płuc!? – Walę go w ramię. – Suszysz mi głowę żebym dbała o siebie i płód, a sam odwalasz takie numery? Wstań i zamknij to pieprzone okno! Już! – Potrząsam nim. Cała wrę.

Jan zwleka się z łóżka. Jest nieprzytomny. I w sumie nie dziwne, skoro do północy wertował Internet w poszukiwaniu najlepszej kliniki porodowej w Polsce. Nie żeby się tym chwalił. Ostatnio prawie w ogóle ze mną nie rozmawia. Zamyka się w swoim świecie i robi habilitację z ginekologii. A ja go szpieguję – przeglądam historię wyszukiwarki, śledzę jego każdy krok i z dnia na dzień martwię się o niego coraz bardziej.

Podchodzi do okna, bierze głęboki wdech. Mroźne powietrze najwyraźniej go ocuca, bo odzywa się już trzeźwym głosem.

– Nie chciałem cię ukarać. Otworzyłem je na chwilę.

– O której godzinie?

– Drugiej zero pięć.

– Czyli dwie godziny temu.

Jan przenosi wzrok na zegarek, ściąga brwi.

– Dwie godziny i trzy minuty temu. – Przesuwa dłońmi po twarzy. – Nie wiem jak to się mogło stać. Usnąłem. Przepraszam. – Zamyka okno i człapie w stronę wyjścia z sypialni.

Dopadają mnie wyrzuty sumienia, że go tak zrugałam. Wstaję i podchodzę do niego, zastępując mu drogę.

– Wracajmy do łóżka. – Sięgam po jego dłoń, lecz on ją cofa. Próbuję zajrzeć mu w oczy, lecz on unika mojego wzroku. – Janie, co się dzieje?

– Idę do toalety.

– Pytam ogólnie. Coś jest nie tak. Porozmawiajmy.

– Nie chcę rozmawiać. – Omija mnie i zostawia samą.

Przeszywa mnie zimny dreszcz. Kładę się z powrotem na swoim miejscu, przykrywam kołdrą po samą szyję. Próbuję usnąć. Nic z tego. Mijają minuty, kwadrans. Jan krząta się po mieszkaniu. Słyszę jak wychodzi z toalety, idzie do kuchni, włącza czajnik, robi sobie coś do picia, siada na kanapie.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz