Rozdział 29 - powieść NEW

36.6K 961 143
                                    

Jego wargi są gorące, miękkie. Pragnę ich tak bardzo, że zaraz oszaleję. Przesuwam po nich językiem. Jan początkowo siedzi nieruchomo, jakby zamarł, lecz po chwili je rozchyla i odpowiada na pocałunek. Nasze języki pieszczą się nieśpiesznie, czule upajają się swoją bliskością. W żołądku wiruje mi tajfun, a w żyłach wrze krew. Obezwładnia mnie bliskość Jana. Sama jego obecność, jego oddech, wszystko to, co wydarzyło się dzisiaj, mąci mi w głowie, odbiera zdolność racjonalnego myślenia. Jest mi gorąco, tak diabelnie gorąco. Pożądam tego mężczyzny i to nie tylko fizycznie. Chcę, żeby do mnie mówił, żeby na mnie patrzył, żeby był obok, żeby był ze mną. Żeby otwierał się przede mną tak, jak zrobił to kilka minut temu.

Mój Boże, czuję się tak, jakbym się w nim zakochiwała. Jak to w ogóle możliwe, że jeszcze kilka godzin temu go nienawidziłam (i to od roku!), a teraz się w nim zadurzam i łaknę jego obecności całą sobą? Przecież to irracjonalne, śmieszne wręcz, jakby coś sformatowało mi mózg i w miejscu starego folderu: „Nie cierpię mojego szefa" wgrało nowy: „Zaczynam bujać się w Janie".

– Jan... – Wymawiam jego imię i przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Nigdy mnie coś takiego nie spotkało, nigdy nie sądziłam, że można się tak w ogóle czuć. – Pragnę cię – wyznaję w jego usta.

– Mimo tego, że jestem oschły jak prochy nieboszczyka w urnie? – Uśmiecha się, ale mnie wcale nie jest wesoło.

Odsuwam się i patrzę mu w oczy. Nieziemsko piękne, zniewalające oczy. Jestem podłym człowiekiem. Jak mogłam mu tak nawrzucać?

– Przepraszam, że tak cię wyzwałam. Jest mi naprawdę cholernie głupio.

– To mi nie wystarczy, Mario. – Sięga do ekspresu mojej kurtki i powoli go rozsuwa. – Musisz się nieco bardziej postarać, jeśli mam ci wybaczyć. – Jego oczy błyszczą, kiedy wodzi wzrokiem po moim dekolcie.

Zsuwam z siebie kurtkę, a on sięga do haftek stanika i go rozpina. Ściągam ramiączka, odchylam miseczki...

– Tak lepiej? – Uśmiecham się zadziornie i obnażam się przed nim całkowicie.

Jego źrenice się rozszerzają.

– Idzie ci całkiem nieźle... Ale to jeszcze za mało. – Zamyka w dłoniach spragnione pieszczot sutki, zaciska na nich palce i przesuwa kciukami po nabrzmiałych brodawkach.

Moje ciało instynktownie wygina się w łuk.

– O tak, skarbie. Taką mógłbym cię oglądać co rano w moim łóżku. – Jan przywiera ustami do prawej piersi, oblizuje ją, po czym zaczyna ssać.

Czuję mrowienie między udami i instynktownie poruszam biodrami. Ocieram się o Jana, wyczuwając jego powiększającą się wypukłość, i wsuwam dłonie w jego włosy.

Wiję się na nim, pozwalając, by całował moje piersi, dekolt, szyję. Ruchy moich bioder są bardziej niecierpliwe, napieram mocniej na jego kutasa prężącego się w spodniach. Odnajdujemy na powrót swoje usta. Nasze pocałunki są żywiołowe, naglące, namiętne.

Niecierpliwymi dłońmi zdejmuję mu krawat (no naprawdę, mógłby już go sobie darować!), rozpinam guziki koszuli, a kiedy wyczuwam pod palcami twarde mięśnie, przesuwam po nich paznokciami i mruczę:

– Masz zabójcze ciało.

– Cały jestem zabójczy, Mario. – Unosi biodra i napiera na moje krocze jędrną męskością.

Przeszywa mnie dreszcz, przywieram do niego mocniej, kołysząc się i ocierając o jego wzwód. Całuję go po torsie, przeciągam językiem po napiętym brzuchu, schodzę coraz niżej, rozpinam klamrę paska.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz